czwartek, 8 grudnia 2011

Refleksje po stażu "V&B", cz. 1

Z. Molik w trakcie treningów z 7-osobową grupą przygotowującą Divina Uscita - spektakl oparty na tekstach S. Becketta Projekt Spaziolaboratorio ('89-'99) w TURYNIE,  Fot. Giovani Palmulli.
     Uczestnicząc w warsztatach wielu stażystów zastanawiało się pewnie:
                   "jak Molik nas do "tego" doprowadził?". 
Dla bohatera tej opowieści było to jedno z podstawowych pytań. 
Obserwując codzienny postęp w kontaktach z głosem (własnym i innych) czując rozbudzanie ciała i samoświadomości - starał się zrozumieć i zracjonalizować mechanizmy tych odczuwanych zmian.

Nie było jeszcze wówczas książki  Zygmunt Molik's Voice and Body Work - opracowanej przez Giuliano Campo po wielu rozmowach z Molikiem. Nie było grotowski.net - gdzie dość łatwo znaleźć można podstawy intelektualne mogące ułatwiać zrozumienie. To tam, także, dostępne są video-zapisy niektórych procesów treningowych praktykowanych przez aktorów Laboratorium. Zatem niewielu stażystów zetknęło się wcześniej z myślą teoretyczną Grotowskiego, niewielu poznawało jego artykuły czy wykłady nim zainicjowało trening na stażu.

Te prowadzone, przez aktorów Teatru, różnorakie workshopy nie polegały na gadaniu bowiem nie było w zwyczaju szczegółowe werbalizowanie proponowanej drogi badań. Nie intelektualizowano. Przeciwnie, każdy z Prowadzących  udostępniając narzędzia - cierpliwie czekał by uczestnik użył ich samodzielnie - we, dla siebie jedynie, właściwy sposób. By sam, poprzez fizyczne badania, zrozumiał jaki personalny użytek może przynieść mu tego rodzaju trening. Rola Prowadzących zajęcia polegała na wskazywaniu drogi, na byciu przewodnikiem jedynie, nie nauczycielem czy guru; niczego nie narzucano z góry ani nie dookreślano jednoznacznie. Nic zatem nie zwalniało uczestnika z samodzielnego docierania do własnych wewnętrznych zaburzonych mechanizmów, które odnalezione i odczytane właściwie powinny zostać uregulowane by doprowadzić do celu. W wypadku GiC (impostacja głosu poprzez współpracujące ciało) celem jest odzyskanie swobodnego, w każdych warunkach dostępnego, naturalnego, przyrodzonego głosu. Tylko, i aż tyle.

Wybierając staż u Molika partycypanci kierowali się, zapewne, także nieformalnymi informacjami, wynikającymi z renomy treningu w środowisku, dobre wiadomości rozchodzą się samoistnie. Tą wiadomością była powszechnie znana informacja o pożytkach uzyskiwanych przez poprzedników. Uczestnicy co prawda wiedzieli, że czeka ich trening fizyczny lecz liczyli (po cichu) także na rodzaj recepty; szczególnie uczestnicząc w zajęciach po raz pierwszy. Bowiem wielu powracało wielokrotnie wciąż mając kłopoty w samodzielną pracą, lub chcąc doświadczyć więcej i zrozumieć lepiej. W trakcie staży wielu prowadziło notatki będące zapisem i opisem ćwiczeń i będące, oczywiście, subiektywną relacją rozumienia przebiegu stażu; były postrzeganiem tej pracy jedynie poprzez zewnętrzny, i głównie naocznie przyswajany, ogląd zachodzących procesów. 

W marcu (18 - 23) 2007 roku uczestnikiem stażu, odbywającego się we Wrocławiu w Sali Laboratorium Instytutu Grotowskiego - był  Alejandro Tomas Rodriguez.

Opisując staż starał się odkryć 'tajemnice' Prowadzącego by zrozumieć co się z nim wówczas działo. Gdy opisał przysłał do Wrocławia, już po 2-3 miesiącach. Jego REFLEKSJA jest na tyle ciekawa i na prawdę 'inteligentna', że warto się z nią zapoznać. Po przeczytaniu jej, zarówno ci którzy odbyli szkolenie, jak i ci który planują udział - obecnie pod kierunkiem już Jorge Parente - łatwiej rozeznają się w tym co i jak osiągnęli inni, lub co jest możliwe do osiągnięcia przez nich samych, w tym względzie. Dla wszystkich tych, którzy szkoleń nie potrzebują może to być także wiele mówiąca, interesująca informacja.

Na początek garść informacji o samym piszącym, jest bowiem postacią nie tuzinkową i wiele osiągnął, szczególnie w okresie ostatnich czterech lat, choć i przed spotkaniem Molika wiele już umiał. Urodził się w Rosario (Argentyna) w 1980. Uczył się w Escuele Provincial de Teatro 3013. Stworzył, i był członkiem kilku zespołów teatralnych i cyrkowych. Także reżyseruje, od 2004 r. Założył i redagował "Senales ne la Hoguera: Theatre Retrospective Magazine". Z Rosario przeniósł się do Europy, do Brukseli (skąd przesłał "Refleksję"). Kolejno współpracował z Eugenio Barba, Franco Ruffini, Nicola Savarese, Ferdinando Taviani. Od 2007 jest członkien Open Program Workcenter of Jerzy Grotowski and Thomas Richards w Pontadera/Italy. Prowadzi i tam, i w wielkim świecie - także własne już treningowe warsztaty.

Czas na opis stażu, z którego dziś zamieszczę ledwie wstęp. Okazja do poznania ciągu dalszego nastąpi już wkrótce.

                                 Co oznacza „życie”
W tym piśmie chcę syntetycznie przedstawić niektóre refleksje dotyczące tego, co moim zdaniem, stanowiło jądro pracy, którą zrealizowaliśmy z Molikiem. Oczywiście, to są moje słowa, moja próba uchwycenia szkiców konceptualnych propozycji Molika, łączących 2 elementy pracy: ćwiczenia fizyczne i ten drugi aspekt, który on sam nazywa „życiem”.
3 z 5 dni warsztatów poświeciliśmy na szukanie (indywidualnie lub grupowo) akcji zawierających zalążki życia. Inaczej mówiąc szukaliśmy małych momentów pewnej intensywności związanej ze skojarzeniami, odczuciami, snami i wspomnieniami, które przedostawały się na powierzchnię. Jak przebiegało to przybliżenie? Jakie były kolejne etapy tego, przez co przeszliśmy? Skąd wiedzieliśmy gdzie wykryć to, co było „życiem”? I jak Molik to wykrywał? Jakie było postępowanie i kolejne kroki?
Pierwszą ważną sprawą było zapoznanie się z „Alfabetem ciała”. Molik zaproponował różne ćwiczenia mające na celu pracę z poszczególnymi częściami ciała, żeby je niejako odseparować od siebie. Znaleźliśmy specjalny punkt w biodrach i w kręgosłupie, ćwiczenia zwracały naszą uwagę na ruchy szyi, głowy, ramion, rąk i stóp. Poprzez pauzy, równowagę, zmianę rytmu i prędkości.
Niektóre z tych ćwiczeń zawierały wyobrażenia zasugerowane przez Molika, np. trzymaliśmy się sznura, który zwisał z ciężkiego, wysoko zawieszonego dzwonu, albo na przeciwległym końcu sznura mieliśmy konia, którego trzeba było poskromić. Po przejściu tych ćwiczeń na odseparowanie Molik zaproponował, żebyśmy poimprowizowali z tym wszystkim, co dotychczas przerobiliśmy.
Nad tymi zadaniami pracowaliśmy przez 2 pierwsze dni. W trzecim dniu zaproponowano nam, abyśmy w trakcie improwizacji przybliżyli się do pewnych wspomnień, snów lub odczuć, do tego innego życia, bardziej subtelnego, nie tak klarownego. To było to jądro tego, co on nazywał naszym „odkryciem”. Ze względu na trudność tego odkrycia zaznaczył, że z pewnością nie wszyscy napotkamy coś ciekawego dziś, najprawdopodobniej tylko niektórzy z nas.

Pamiętając o doświadczeniu tego przybliżenia mogę mówić tylko o mojej własnej drodze, szkicując domysły tego, co chciałem zrobić, lub tego czego próbowałem uniknąć.

6 komentarzy:

  1. Niezwykle ciekawe! Przede wszystkim dochodzę do wniosku, że są to ćwiczenia, które nie powinny być zarezerwowane jedynie dla aktorów, ale naprawdę wszyscy powinni brać udział w stażach tego rodzaju, pomagają w słuchaniu siebie, w kreatywności, w rozwoju osobowości. Szkoda, że w sumie tak mało się o tym mówi i pisze. Jestem więc niezwykle wdzięczna, że mogę u Ciebie czegoś więcej się na ten temat dowiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  2. holly, to nie tylko ciekawie zaprogramowany proces. Prowadzi do równie ciekawych wyników. Sprawdzonych. Leczy i rozwija przyrodzony nam głos (gdy jest to konieczne). Uczy uwagi i uwrażliwia na współdziałanie - zajęcia powinny odbywać się w grupie. Kreatywność i rozwój osobowości powinny być bonusem, jeśli staż nie służy jedynie 'odfajkowaniu' kolejnego etapu samokształcenia. Bo i "zbieraczy staży" nie brak na zajęciach. Ale to już indywidualna sprawa, każdy może mieć inny powód, podejmując szkolenie "metodą Molika". Wskazanie aktorów jako jedynych właściwych adresatów, jest nieporozumieniem. Sprawnie działający oddech i głos to konieczny warsztat pracy w wielu zawodach. A ogólnie pojęty samorozwój - tym bardziej.
    Gdy nadal będziesz zainteresowana i przeczytasz cd. Refleksji, pewnie wszystko o czym piszę stanie się jaśniejsze. Nie publikuję wszystkiego 'naraz' by nie narażać nikogo (w tym siebie) na znużenie przydługim wywodem. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Także czytam z ciekawością.
    Podoba mi się otwartość z jaką podchodzi prowadzący warsztaty do tych, którzy biorą udział w ćwiczeniach. Rozumiem, że to nie chodzi o trzymanie się jakichś ścisłych reguł? Może to coś w rodzaju metody przypominającej redukcję ejdetyczną pozwalającą człowiekowi na dotarcie wgłąb... istoty samego siebie?
    Może jest w tym jakiś element jogi?
    Nie wiem...
    Błądzę, bo to wszystko jest dla mnie nowe.

    OdpowiedzUsuń
  4. Logosie, ciekawie podchodzisz do tematu... Powinnam pewnie powiedzieć za Molikiem "ja się tam na tym nie znam". Tak odpowiadał (z rezerwą?) pytającym o 'łatwe' rady w problemach głosowych. Bo filozofem raczej nie był. Osadzony był w praktyczności; był mistrzem, majstrem, rzemieślnikiem. Tak się postrzegał.
    Nie chodziło mu więc o "zawieszenie treści poza świadomością", nie o modyfikację świadomości. Pierwiastek duchowy tu występuje, ale raczej z dziedziny psychologii. Ponieważ nie chodzi o "ciekawość, czy zdziwienie światem", a jeśli to nie tym zewnętrznym. Nie o momentach "konstrukcji przedmiotów" ma myśleć ćwiczący. Choć kto wie o czym myśli, jeśli ma stosowne przygotowanie intelektualne...
    Z.M. nie wymagał spowiedzi, nie indagował o szczegóły wewnętrznych procesów. Czekał natomiast na moment, gdy 'to' o czym myślał ćwiczący wpłynie na reakcję ciała. Bo właściwa reakcja ciała wpływa na jakość głosu. Gdy ciało znajdzie pozycję dającą wsparcie głosowi, gdy potrafi tę pozycję zapamiętać i wykorzystać - pracę wykonano.
    W tym kontekście są to również techniki motywacyjne docierające do podświadomości - by zmienić możliwości życiowe. Powstaje bowiem konstruktywna motywacja niezbędna do sukcesu.
    I to właśnie jest 'bonusem' o którym wspomniałam. Jednak w dywagacje psychologiczne na zajęciach nie wdawano się; nic mi o tym nie wiadomo.
    Ja też błądzę Logosie, ponieważ Metody nigdy nie rozbierano na czynniki pierwsze. Być może to nastąpi, gdy okaże się konieczne. Ja tylko staram się zajrzeć "pod tą sukienkę". Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Takie warsztaty to musi być przygoda... Ewo, dobrze zrobiłam umieszczając Cię w zakładce "inspiracje". Przypomniałaś mi tym tekstem, że nie napisałam jeszcze nic o warsztatach teatralnych, w którym ja miałam okazję tej jesieni uczestniczyć. I dzięki Tobie, nawet już wiem, jak to opisać, dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  6. czaro, komplement co się zowie. Twoje finezyjne pióro, lekkość i przejrzystość myśli...
    Pisać o warsztatach to wyzwanie, słowa niewiele wyjaśniają. 'Rozmywają' i starają się racjonalizować przeżycia. Starają się trafić w percepcję czy gust czytelnika. To wiele zmienia. Tym bardziej czekam, co Ty napiszesz o swoich nowych teatralnych szlifach. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń