sobota, 26 maja 2012

Insurrection Mass - opus wrocławskie

Dobry spektakl wciąż jest możliwy. Dobry, pomimo użycia najprostszych środków. Prosty, jasny, komunikatywny. Lekki i dowcipny - choć tematy poruszał niełatwe, doskwierające. Choć 'pastwił się', nie przekraczał dobrego smaku; na warsztat biorąc rzeczywistość nadwiślańską.

Zagrano go sprawnie wykorzystując całą dostępną przestrzeń. Zaczynał się, i zakończył, na zewnątrz. Aktorzy korzystali ze sceny i z przestrzeni przed wejściami; tym z tyłu (z paradnymi schodami) i z głównego - do nowiutkiego, miedziano-złotego budynku Szkoły Teatralnej. Wykorzystano też przestrzeń kryjącą się za drzwiami na końcu przestrzeni scenicznej; drzwi otwarte na trawniki poza sceną wyprowadziły nas, na chwil kilka, na zewnętrzne - pozateatralne światy.

Niewiele tłumaczono. Po obu stronach sceny umieszczono 2-języczne tablice nazywające kolejne scenki. Ważna była muzyka, tę, spora grupa wykonawców wygrywała na wszystkim co było możliwe (łącznie za znanymi instrumentami, oczywiście). Efekty? fantastyczne, tym bardziej, że nieoczekiwane. Więcej, były zabawne i fertyczne. Nikt niczego nie robił na serio. Grano, śpiewano i recytowano jakby ‘na niby’, mimochodem. Wszystko jednoznacznie zniekształcono, wykoślawiono i obśmiano. Bo też jest się z czego pośmiać w tej naszej, zbyt często, irracjonalnej rzeczywistości. Reklamy, politykierzy, kościelni prorocy - czyż, w większości, nie są bliżsi oszołomom? 

Wiele tekstów chóralnych brzmiało jak ‘bla bla’; zastosowano artykulację zrozumiałą wszystkim, od niemowlaka po grenlandczyka. Mowa ciała i intonacja wystarczały aż nadto by stosunek twórców do rzeczywistości był jasny.  Stroje - białe, choć każdy włożył co tam miał w zbliżonym kolorze. Wszyscy byli młodzi, bosi i czarnostopi.  Poza jedną panną; elegancko kremową. Miała też sandałki niczym delikatna kruszyna (to nie zarzut, oj nie, była całkiem-całkiem -:)) 
Wyróżniał się wielce ‘starzec’, z siwymi kosmykami wyzierającymi spod czapki Mikołaja. Cały strój miał zacnie mikołajowy i brzuchaty, poza nieoczekiwanymi gumiakami. To on dyrygował całością. Dosłownie, gdy prowadził zwariowane chóry-nie chóry w unisonie, umownie - gdy być miał jako opium dla podążających za nim mas. Był też artystą-muzykiem, którego palce i ręce grały na skrzypcach gdy dźwięk wydobywał się z długiej plastikowej rury zwieńczonej wielkim lejkiem. Sam w nie dmuchał, oczywiście. 
Był jako ten Mikołaj na którego prezenty czekamy cały rok. Nie zapominając, że i może wychłostać jaką rózeczką.

Spektakl był pełen takich właśnie slapstick’ów. Podkreśliły jego niewątpliwą urodę i wdzięk. Mądrość hołdującą zasadzie: nic na siłę, bo po co, prawda powinna się obronić.
          O czym o kim ja piszę. O Bread & Puppet !

Kąski własnoręcznie wypieczonego chleba (w specjalnie wybudowanym przed wejściem ceglanym piecu) smarowane masłem czosnkowym były częścią rytuału, na koniec.
Starałam się wprowadzić, J.W. Zainteresowanych, w klimat otwartego pokazu spektaklu performatywnego powstałego w wyniku trzydniowych warsztatów amerykańskich artystów ze studentami PWST, ASP i WSF

NA DUŻEJ SCENIE TEATRU PWST przy Braniborskiej 59 legendarny guru z farmy Glover w stanie Vermont - Peter Schumann zaprezentował
      Insurrection Mass 
- Mszę insurekcyjną z marszem pogrzebowym 
      dla zgniłej idei -  
23 maja 2012 o 19:00 

To jeszcze nie koniec atrakcji wszelkich, gdy i I.G. macza w czymś paluszki. 
Gdy starczy zapału http://www2.grotowski-institute.art.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1321&lang=pl

Konferencja (24.05) - OBRAZ W RUCHU - zawierała 3 bloki tematyczne:
- Oryginalne teatry formy na świecie
- Współczesne koncepcje performatyki obrazu
- The Bread and Puppet Theatre

Bread&Puppet, po raz pierwszy, gościł we Wrocławiu w 1969
w ramach Festiwalu Teatru Otwartego zorganizowanego przez Kalambur. 
Przetrwała, choćby ta, dokumentacja  http://artmuseum.pl/pl/archiwum/archiwum-eustachego-kossakowskiego/172 

wtorek, 22 maja 2012

"Ciało i głos" w Moskwie (4-8.03.02)


Sądziłam, że nasz pobyt w Moskwie zapisał mi się w pamięci wyraźnie. Trwał ledwie tydzień a zapamiętałam jakiś nieokreślenie długi czas. Pewnie dlatego, że co dzień działo się wiele. Sądziłam też, że był to styczeń lub luty, dokumenty potwierdzają początek marca.

Rosyjskiego nie używałam latami, nigdy zresztą nie opanowałam go dobrze. Wylądowaliśmy na Ostankino, a ja zaskoczona, stwierdziłam że rozumiem każdą megafonową zapowiedź. Gdy z witającymi nas przedstawicielami Centrum im. Meyerholda czekaliśmy na kierowcę włączyłam się, nieoczekiwanie dla siebie samej, do rozmowy. Na temat swojego, jakoby "przepięknego rosyjskiego" nasłuchałam się wiele. Serdeczni gospodarze, z właściwą sobie emfazą, zapewniali mnie o tym wielokrotnie. Od tamtego czasu minęło lat 10 i już nie miałam kolejnych okazji do używania czy utrwalania.

Zawieziono nas do Ambasady Polskiej. W '02 skromnej i zgrzebnej; w części hotelowej zmumifikowanej w latach sześćdziesiątych. Na zewnątrz bryła budynku prezentowała się ‘zadawalająco’. Części recepcyjnej i biurowej nie widziałam. Nikt nas tam nie zaprosił, nikt nie powitał, nikt się nie pokazał. Ani Ambasador, ani attache, ani przedstawiciel biura.
Widać goście tacy jak Ludwik Flaszen, profesorowie Zbigniew Osiński i Leszek Kolankiewicz  (poza znamienitą pozycją naukową pełniący szereg znaczących funkcji w centrach nauki i kultury) and last but not least Zygmunt Molik z żoną - to w Ambasadzie „bułka z masłem”. A może po prostu wszyscy byli tam niezwykle dyskretni a ja dziwię się niepotrzebnie.

‘Obłożenie’ tych kilku skromnych, ciasnych pokoi gościnnych i kuchni typu linoleum, laminat, cerata - powinno być niebywałe, sądząc z rozległej na ten temat korespondencji. Problem rozmieszczenia gości był po wielokroć rozważany: jedna dwójka i cztery jedynki, a może trzy dwójki, może chociaż dwie dwójki i dwie jedynki... tak w kółko. A, poza naszą piątką, nikogo więcej w czasie pobytu nie widziałam i nie słyszałam.
Niczego nie pozostawiono w kuchni; skromniutkiego choćby, na bardzo już późną kolację czy poranek. W podróży byliśmy od świtu. 

Gdyby nie moja wytrenowana przez lata zapobiegliwość: że kawa, herbata, miód, skondensowane mleko, ponadto makaron, kabanosy, masło sklarowane, konserwa jaka, przyprawy i... brandy muszą znaleźć miejsce w bagażu, przyszło by nam wszystkim sczeznąć po nocy z głodu i pragnienia. A rano, bez kawy, nie zobaczyć słoneczka. Bo wokół jeno bloki starsze i nowsze. O sklepie czy restauracji w pobliżu, ani marzyć. A tu udający, że w podróży nigdy nie byli i świata nie znają - chłopy do wykarmienia.

Moskwa owych czasów to „dziw nad dziwy”. Okoliczne 4-piętrowe bloki z białej cegły, z wypuszczonymi na zewnątrz, od dawna nieczynnymi, szybami wind były śmiertelną pułapką. Zamyślonemu, ten pordzewiały, nisko nad chodnikiem posadowiony szyb łatwo mógł rozbić głowę. Po drugiej stronie nowoczesne wysokościowce już zdążyły zakwitnąć balkonami ‘umajonymi’ na wszelkie sposoby. A to obite dechami, to oklejone metaloplastykami we wszelkich stylach i kolorach. Szklone i nie, wszystkie oklejone zbędnymi gratami, antenami, szmatami. 
Do sklepów spożywczych nie było co zaglądać. Biedniutki asortyment, w większości zmrożony na nieodgadnioną kość. Były na szczęście sklepy ‘dla dewizowych’. Tam to naprawdę, czego dusza zapragnie. Kawiory wielkości paznokcia w słojach i słoiczkach, mięsa, wędliny, ryby, przedni nabiał...
Miejsc do zjedzenia niewiele, chyba że na Arbacie; tam knajpek różnych sporo, choć nieliczne budziły zaufanie. Co było robić, podreptaliśmy ze dwa razy, mimo że odległość dzieliła znaczna. Efekt - bez zachwytu, ale dało się zjeść, wypić jakiegoś cienkusza i pogawędzić w pustawych wnętrzach. 
    
Zygmunt na Arbacie, w przytulnej restauracyjce zaaranżowanej 'na grotę'.
Miasto w przeważającej części przeraźliwie brudne. Mieliśmy szczęście, najniższa wówczas temperatura to - 6 i było bezśnieżnie. Mimo to pośniegowe błoto i zwały kurzu oblepiały chodniki, pozbawiały auta kształtów i szyb. Tłusty kurz zamazywał też okna kamienic wiele pięter w górę. Przygnębiające. Tym bardziej, że kilka dni wcześniej wróciliśmy po 6 tygodniach - z Paryża.
Kontrasty nie do wyobrażenia. Panie w norkach do ziemi obok bieda-jesionek, wielkie terenowe ‘fury’ i cudem jeżdżące, dymiące rupiecie. Tłok i korki na jezdniach nie do wyobrażenia. W pobliżu skrzyżowań, szczególnie w starej części miasta, klincze komunikacyjne.
                      Tu lato '07, nie zmieniało się wiele.
           
Słynące z wystroju stacje metra ledwie mżyły światłem, zbyt wąskie, w tak tłocznej metropolii, perony groziły zepchnięciem na tory przez napierający tłum. Wagony metra czasów świetności już nie pamiętały. Stromo posadowione schody gnały z zawrotną prędkością do bardzo głęboko wydrążonych stacji, by z impetem wyrzucać pasażerów na perony. Nie wiem jakim cudem objuczone torbami, wiekowe babiny wyskakiwały z tych katapult z wdziękiem baletnic - wprost na budki kontrolerów. Ja ‘mdlałam’ patrząc w otchłań, z paniką myślałam o czekającym wyskoku. Metro jeździ jednak często. Ma nie tylko gwiaździście rozchodzące się stacje, ale i obwodnicę gdzieś po środku. Pomyłka nie kosztuje wiele czasu. W wagonach są jasne informacje a i megafon nie wprowadza w błąd.

„Lepszy świat” zaczynał się od Twerskiej w okolicy Kremla przy pl. Manezowym i Kamiergierskim Pierieułku. Lubiłam socrealistyczne monumentalne ‘łuki’ co jakiś czas wpuszczające przechodnia na boczne, zabytkowe ulice - już wówczas niektóre kryły luksusowe butiki, i te były schludne i zadbane. Lubiłam spacer wzdłuż rzeki Moskwy z widokiem na Kreml. Tam wszędzie stolica miała rozmach i przestrzeń. Sam Plac Czerwony zaskoczył mnie, okazał się dużo mniejszy niż sądziłam. W tle ‘pysznił się’ hotel Intourist, betonowy potworek socjalizmu rujnujący perspektywę. Po lewej stronie zachwycała odnowiona galeria handlowa GUM; nie długo potem spłonęła. Odremontowano ją po raz kolejny, a i Stolica zyskała na estetyce w ostatnich latach, co można skonstatować choćby w sieci.
                  Centrum handlowe GUM, świątynia luksusu, obecnie       

 http://www.meyerhold.ru/ 
Москва, Новослободская ул, д. 23. Театрально-Культурный центр им. Вс. Мейерхольда (м. Менделеевская)

4 - 8 marca 2002 - Valery Fokin zorganizował seminaria ARTAUD i GROTOWSKI (6 i 7.03) - w ramach projektu ANTONIN ARTAUD. NEW CENTURY, 
a także staż ZYGMUNTA MOLIKA


Z ustaleniem szczegółów stażu był paradny zamęt, tak wynika z dokumentów. Organizatorów 'najbardziej interesował' dopuszczalny wiek stażystów. Podane "18 lat" było wielokrotnie uściślane. Do, około, czy ponad ten wiek... Wielu drobiazgowych zabiegów dokonano wokół dokumentów, biletów kolejowych i lotniczych; szczegółowe dane, kopie, zgody wysokich urzędów w Paryżu, Moskwie, Warszawie, Wrocławiu. Korespondencja krążyła dzień w dzień niemal, od połowy grudnia '01. Finalny kontrakt - to cztery bite strony.
                 Program zdarzenia:
Theatre Centre Meyerhold, pobyt 3 - 9 marca 2002
- Warsztat „Ciało i głos” (4-8.03.02), 15 - 18.30, 15 uczestników
- Seminarium „Artoud i Grotowski”, 6 i 7 marca 2002
   - 6.03, 19, Zbigniew Osiński „Polska recepcja Antonina  Artouda”
   -                Ludwik Flaszen „O Grotowskim i Artoudzie”
   - 7.03, 19, Leszek Kolankiewicz „Artoud prekursor antropologii teatru”
Filmy „List z Opola”, „Akropolis”, „Książę Niezłomny”. Tekst Grotowskiego o Artoud z ’66 - „Nie był cały sobą”, Odra 1967/1 (tłumaczenie na rosyjski Natetta Basyndżagjan)
Tłumacz w trakcie seminariów:  Andriej Droznin
 Od prawej; zarost L. Flaszena, L. Kolankiewicz, J. Fret, w środku - V. Fokin, z lewej A. Droznin
                                              Z. Osiński i A. Droznin
                                      Z. Molik, L. Flaszen, L. Kolankiewicz, J. Fret

P.S. Jak zawsze, jak zewsząd, Ludwik Flaszen wracał z Moskwy z powiększonym bagażem. Książki, książki. Gdy już zapełnił wszystkie możliwe wolne miejsca we własnym bagażu sprezentowałam mu podróżną torbę. Zapasową, jak zawsze, jak wszędzie miałam pod ręką.

sobota, 19 maja 2012

Majowy weekend we Wrocławiu

Pan Premier, Donald Tusk, przyjechał do Wrocławia. 18 i 19 maja, osobiście, sprawdzi stan przygotowań do Euro. 
Przyjechał pociągiem i nawet bilety mu sprawdzano, co zarejestrowała telewizja by wyemitować ten znamienny fakt w sieci. Później oceniał obecny stan Dworca Głównego PKP, skoro już tam dotarł. Dworzec remontuje się gruntownie drugi rok będąc utrapieniem dla podróżnych. Bałaganu i dezinformacji, jaką serwowały nam pospołu PKP i ekipy remontowe, doświadczyłam na własnej skórze, na wołowej skórze nie spiszesz.
Co tam Euro czy stadiony skoro wzorcowym kibicem nie jestem. 
Wolę np.muzykę. 

Wybieram się zatem na koncert do bajkowego Oratorium Marianum mieszczącego się w budynku Uniwersytetu Wrocławskiego. Sala pełniła niegdyś funkcję kaplicy Kongregacji Mariańskiej, obecnie jest pod opieką Muzeum Uniwersyteckiego.

           Noc Muzeów we Wrocławiu rozpoczęta... MOZARTIADĄ
         w wykonaniu Międzynarodowej Grupy Operowej sonotrio  

Z okazji Nocy Muzeów 2012 Muzeum Uniwersytetu Wrocławskiego udostępni zwiedzającym pomieszczenia na parterze gmachu głównego Uniwersytetu.W salach: im. Romana Longchamps, im. Stefana Banacha oraz Pod Filarem oglądać będzie można wystawę pt. „Uniwersytet Wrocławski 1811-2011”. Ekspozycja z bogatą oprawą multimedialną, otwarta w grudniu ubiegłego roku została poświęcona ostatniemu 200-leciu uczelni, która rangę Uniwersytetu uzyskała właśnie w 1811 roku. W sali muzycznej - Oratorium Marianum odbędzie się inaugurujący Noc Muzeów w naszej placówce koncert organizowany w ramach międzynarodowego projektu Mozartiada, podczas którego będzie można wysłuchać najpiękniejszych scen z oper Wolfganga Amadeusza Mozarta.
Przy pięknej, tak jak ta dzisiejsza, pogodzie sprezentuję sobie także spacer. Uniwersytet mieści się tuż przy Odrze, pooglądam marinę. Pewnie szaleją już tam ludziska na łódkach, motorówkach i jachtach. Odra rozgałęzia się w tym miejscu tworząc kolejną wysepkę, wybudowano na niej tzw. apartamentowce. Na parterze mieszczą galerie sztuki i dwie znakomite restauracje. Wrocław, w końcu, przypomina sobie, że przepływa przezeń wiele rzek, i powolutku przestaje się od nich odwracać. Odtwarzają się bulwary, przystanie i knajpki. Fajnie, bo kiedyś, w międzywojniu, było ich niemało.

Lubiliśmy to miejsce; nawet wówczas gdy Zygmunt wożony był już na wózku przesiadywaliśmy tam chętnie. Zasiadaliśmy przy małym co-nieco patrząc na odnowiony gmach Uniwersytetu, słuchaliśmy dźwięków ulicznego życia. 
... Komu to przeszkadzało?              

wtorek, 15 maja 2012

? ? ?

Sama bym tego nie wymyśliła, nie ma mowy.

Rewelacja dotyczy studentki Z. Molika z 99. (140 h kurs w Paryżu), pracownika naukowego Uniwersytetu UNIRIO w Rio, kolejno Instituto de Artes da Unicamp w Barao Geraldo (dzielnica Campinas, miasta w stanie Sao Paulo).
 https://www.escavador.com/sobre/6445068/tatiana-da-motta-lima-ramos
A oto urywek jej biografii - w tłumaczeniu translatora Google. Nie wiem śmiać się czy płakać. Publikuję ku przestrodze. Nawet nasze rodzime 'pudelki' nie są tak bezwzględnie bezmyślne.

   Te czerwone kreseczki - to moje podkreślenie

   Nazwa   Tatiana da Motta Lima Ramos
   Nazwa w cytatach   Motta Lima, T.
   Seks   Kobieta
   Adres do doręczeń   Federal University of Rio de Janeiro państwa,
   Centrum Sztuki i Literatury,
   Katedra interpretacji, Avenida Paster, 436 - fundusze

             Prostytutka - - - - - - -
  22290-240 - Rio de Janeiro, RJ – Brazylia, Telefon: (21) 22952548 Ext: 31

Lecz gdy wszelkie żarty odsunąć na bok; jest autorką wielu prac badawczych na temat Grotowskiego; jego etapów teatralnych (od tekstów i praktyk do historii i opowieści)  https://vimeo.com/54158582 

PALESTRA: "Trabalho sobre si mesmo em Grotowski e no Workcenter: novas formas de subjetividade, novos corpos". Programa de residências com artistas convidados ministrando aulas e desenvolvendo trabalhos com a participação de artistas locais

sobota, 12 maja 2012

ZBAWIENIE PUTANY - Kalamandalam Karunakaran

Z cyklu: "Kultury przedstawień - przedstawienia kultur"
Otwarty Uniwersytet Poszukiwań Instytutu Grotowskiego - prezentuje INDIE.

Częściami składowymi kończącego się roku prezentacji kultury indyjskiej są 2 staże i spektakl.
- Kathakali prowadzony przez Kalamandalama Karunakarana
- Kalarippajattu prowadzony przez Sankara Lal Sivasankarana Naira
- Spektakl kathakali "Zbawienie Putany" 11.05.2012 Studio na Grobli

                  Rejestracja spektaklu w trakcie pokazów we Włoszech - 2011

Wróciłam właśnie, ze spektaklu lecz nie bezpośrednio. We Wrocławiu dzieje się dziś tyle, że pół miasta krąży po centrum. Fetujemy oficjalną nominację do miana Europejskiej Stolicy Kultury. A do tego, nie dość że piątek to jeszcze, niemal lipcowa, upalna pogoda.

... I o tym spektaklu Molik powiedziały zapewne: dobry, bo krótki.
A ja; doceniłam kunszt Mistrza z Indii choćby dlatego, że samo przygotowanie do prezentacji musiało być zarówno czaso- jak i pracochłonne; ten makijaż, ten kostium.
Opowieść o Putanie to mityczno-bajkowo-religijna opowieść jakich wiele, w każdej kulturze. Lecz Hindusi, opowiadając swoje historie, posługują się niezliczoną ilością znaczących i uświęconych tradycją gestów opartych także na lekko zatrważającej mimice. Tak, ten rodzaj mimiki to, z pewnością, sztuka trudna do opanowania. Lecz, choć przez mistrza K. K. zapewne mistrzowsko prezentowana, nas europejczyków nie tylko strwoży, wielu wydać się może... zabawna. Pewnie nie wszystkim europejczykom, bo jak każda ze sztuk i ta ma wielu admiratorów. Szczególnie dziś, gdy tę specyficzną estetykę rozsławiają filmy, te spod znaku 'bollywood'.

Trudno, pomimo wielu starań zupełnie tego nie czuję. Nie uważam jednak wieczoru za stracony. Przyjemnie przecież rozważać szczegóły wyszukanego inaczej stroju Artysty, przyjemnie obserwować pracę uznanego Mistrza. W spektaklu brakowało mi jednak zapału, czyż nie powinien towarzyszyć podobnym wydarzeniom? Brakowało mi też zwyczajowej grupy muzyków, ścieżkę dźwiękową prezentowano jedynie z głośników. Wielka szkoda. 

OUP IG/ Indie  http://grotowski-institute.art.pl/wydarzenia/kathakali-i-kalarippajattu-spektakl-i-warsztaty/

środa, 9 maja 2012

Pierogi w Brazylii



Jorge Parente wraz z Zoe Ogeret spędzili marzec i część kwietnia w CURITIBA w Brazylii. Nie tylko pracowali na work-shopach Voice and Body.  Znajdowali też czas na plażę, do której mieli niedaleko. A będąc syci słońca, wody i piasku krążyli... po okolicznych knajpkach by nasycić brzuszki.

Pierogi - to hasło pamięta każdy kto choć raz spróbował. Oni mieli okazję dwukrotnie, gdy gościli we Wrocławiu.  Po minie Jorge'a widać wyraźnie jak cieszy go to odkrycie.

Ciekawostka poszerzająca horyzonty; kim są brazylijscy poloniści... Video relacja z 04.11. https://www.youtube.com/watch?v=rnd1BTYtDjc 

wtorek, 8 maja 2012

"Z. Molik's V&B Work" - już dostępna w Sao Paolo

Nowe wieści z wielkiego świata to nie tylko Festiwal i Konferencja.
Wydano bowiem - w portugalskim - Książkę Zygmunta i Giuliano Campo.


4 edycja FESTIVAL RUINAS CIRCULARES 30 kwietnia do 5 maja 2012 BRAZYLIA

17h CONFERÊNCIA "Il lavoro di Zygmunt Molik sulla voce e il corpo. 
L'eredita' di Jerzy Grotowski” 
"O Trabalho  de Zygmunt Molik sobre a voz e o corpo. A herança de Jerzy Grotowski".
Giuliano Campo, Prof. Dr da University of Ulster (Irlanda)
Anfiteatro Bloco 3Q
Campus Santa Mônica UFU
17h – Lançamento de livro
"Il lavoro di Zygmunt Molik sulla voce e il corpo. L'eredita' di Jerzy Grotowski”
Autor: Giuliano Campo
University of Ulster – Derry - Irlanda
2 - 5 MAJA  14h Oficina "Voci e Bodi / Voz e Corpo"
com Giuliano Campo (Irlanda)    Sala Interpretação

Wszyscy ci, którzy w przyszłym roku zechcą wybrać się na 5 edycję Festiwalu, mogą zapoznawać się ze szczegółami choćby na Fb.

Najlepszą jednak informacją jest - ciepła jeszcze wiadomość - o ukazaniu się na rynku wydawniczym brazylijskiego wydania "Zygmunt Molik's Voice and Body Work".

Wydawca to - E Realizacoes Editorial, rua Franca Pinto 498, Sao Paulo, Brasil  


Prezes i redaktor naczelny Wydawnictwa, adept Zygmunta Molika
- Edson Manoel de Oliveira Filho
z żoną - Angelą Zogbi de Oliveira

Niestety nie dysponuję jeszcze wieloma szczegółami, lecz okładka - jak wieść niesie - jest piękna. Wszystko to działo się ledwie wczoraj. 

Informacje czerpię głównie z smsa, który Giuliano wysłał mi nocą  - Dear Ewa, I'm in Brasil and just received a copy of the book in portoguise. It is beautifull and we are all celebrating and honouring Zygmunt with much enthusiasm.

niedziela, 6 maja 2012

Wrocław, 4 - 10 maja 1992 r. Cz. II

Omawiany 1992 był drugim z kolei rokiem pracy w Ośrodku - Stanisława Krotoskiego;  ze względu na podobne brzmienie nazwisk, przez niewtajemniczonych, mylonego z Grotowskim. Funkcję Naczelnego pełnił od VI 1991 do I 2004. Dyrektorem Artystycznym i Naukowym był wówczas prof. Zbigniew Osiński.

     W tych majowych dniach fetowano - 35  lecie pracy artystycznej -
     bohatera niniejszego blogu - Zygmunta Molika

5 - 20 maja - Spotkanie z Zygmuntem Molikiem
- Pierwsza prezentacja filmu dokumentalnego ze spotkania Zygmunta Molika z zespołem Szkoły Sztuki  Dramatycznej Anatolija Wasiljewa (Moskwa)
- Wystawa Zycie i praca Zygmunta Molika" zaprojektowana przez Barbarę Kaczmarek
- Wydawnictwo okolicznościowe poświęcone Zygmuntowi Molikowi
- Warsztat aktorski

A. Wasiljew współpracuje z Instytutem od dawna; informacje można znaleźć na stronie IG. Film natomiast dostępny jest na stronie grotowski.net/ Performer 2/2011.  Zainteresowanym naszą pracą polecam - przegląd działań Instytutu Grotowskiego w 2010 http://www.grotowski.net/narzedziownia/kalendaria/instytut-grotowskiego/2010.

Trzymam oto w ręce okolicznościowe wydawnictwo i czytam własnoręczny wpis: Pontadera, 12 III 1992. Zygmuntowi Molikowi, znakomitemu artyście i pedagogowi teatralnemu - z miłością - Jego kolega, Jerzy Grotowski.


Czas na punkt 4. Programu Obchodów - warsztat aktorski Głos i Ciało - w maju. W części 1. nie zdołałam przedstawić wszystkich biorących udział w tym stażu.


    Halina Rasiak (Rasiakówna),  41 letnia aktorka Teatru Polskiego. Absolwentka PWSTTviF w Łodzi, w 1974 r. 
We Wrocławiu nikomu przedstawiać jej nie trzeba.  http://www.teatrpolski.wroc.pl/zespol/aktorzy/halina-rasiakowna


  Irena Kowalska, 27 lat, psycholog z Wrocławia. Odbywała staże w Brzezince czy w Teatrze Mimu GEST. Związana z Teatrem Misterium we Wrocławiu.

    Regina Jonach, z Austrii. Hamakom Theater im Nestroyhof Wien.

  Izabela Kopeć, 22 lata, studentka Wydz. Wokalno-Aktorskiego Akademii Muzycznej we Wrocławiu. Śpiewaczka operowa (mezzosopran), piosenkarka, kompozytor, producent muzyczny i... celebrytka. W 2008  wystąpiła w Eurowizji, w 2011 koncertowała z programem House Opera Diva.
Izabela Kopec
XII.11, 15 rocznica Fundacji Polsat. Suknia Riny Cossack.

O możliwość udziału w stażu ubiegało się kilkoro Rosjan. Zaakceptowano dwoje. Dokumenty, którymi dysponuję, są już często w opłakanym stanie. Choćby dlatego, że tak jak w tym wypadku, nie dość że pisane odręcznie cyrylicą to jeszcze przesłano je faksem. Tłumaczone na polski, cytowane w różnych miejscach i w różnych odsłonach nie gwarantują rzetelności podanych przeze mnie danych. Nazwiska podaję w wersji jaką uznałam za najbardziej prawdopodobną. Niestety, internet nie dostarczył żadnych potwierdzających informacji, choć próbowałam 'improwizować' co do pisowni.

    Jelena Taugobina, 24 lata, Petersburg
    Maria (Nela) Lubiencewa, 23 lata, aktorka, badaczka starych kultur, Kijów

Kolejnych dwoje ówczesnych maturzystów z Wrocławia. Oboje przygotowywali się do studiów dramatycznych i reżyserskich. Poznanie aktora Laboratorium uznali za ważne, z punktu widzenia przyszłej kariery. Uważali się już bowiem za aktorkę-amatora i reżysera-amatora. Młodość jest piękna!

    Joanna Keler, być może zmieniła nazwisko...

   Rafał Mateusz, początkowo (z trudem) znalazłam informacje o wyreżyserowanych, znakomicie ocenionych realizacjach:  Dziady. Zbliżenia - II 2007 oraz  Balladyna - II 2008, oba w Gorzowskim Teatrze Osterwy. W 2011 'pojawił się' w Teatrze Dramatycznym w Płocku, jako reżyser - "Beauty 3.0" Iwony Kusiak. Nazwano go 'specjalistą od dramaturgii współczesnej'.  
Rozpisałam się o p. Rafale bo szukanie informacji o nim to jak szukanie... trufli. Zero zdjęć, biografii, wywiadów, zwierzeń. Na koniec (umęczona srodze) wydłubałam informację, że wystartował w konkursie o fotel dyrektorski w Norwidzie! (Jeleniogórskim?  tam również nic). Cóż za niebywałe utajnienie i zapętlenie informacji. Poszukiwania udały się jednak o tyle, że mogę zaproponować video ze spektaklu Beaty 3.0., znalezione na stronie TD w Płocku. 


    Piotr Kawęcki, 31 lat, plastyk, Wrocław. Staż potraktował jako doświadczenie. Wcześniej próbował m.in.: Doskonalenia Umysłu, Sesji Oddechowych Rebirthingu czy Medytacji Dynamicznych. Od 1989 zamieszkał w Londynie a studiował w St. Martin's College of Art and Design - fotografię kreatywną. Mieszkał w Hiszpanii. Od 1994 r. w Warszawie. Studiował (m.in.) 'psychologię społeczną' w S.W. Psychologii Społecznej (ul. Chodakowska). Sfotografowany na tle swojego foto-obiektu w I 1998, Mała Galeria w Warszawie
          
     Krzysztof Zuber,  Obecnie Kancelaria Adwokacka Wrocław/ Rynek
Specjalizacja: prawa autorskie. Lubi wyzwania, żeglarstwo i teatr. Niedawno udzielał porad na tematy związane  'z aferą ACTA'.

     Jarosław Siejkowski, 23 lata, Poznań. Odbył wiele staży szlifujących warsztat, początkowo w Ośrodku Teatralnym "Maski". Aktor i producent, od 92. związany z Teatrem Biuro Podróży.

Spektakl "Planeta Lem" w Londynie - Polska Prezydencja w Unii, 2011.
          

    Jarosław Sołtan, 23 lata, student PWST Białystok (wydz. lalkarski). Poprzednio odbył praktykę u Michelle Kokosowski (Paryż). Pragnął budować samoświadomość. Nic nie wskazuje na to, że studia ukończył. Znalazłam natomiast... rasowego konia nazwanego - tożsamo, oraz człowieka urodzonego w tym samym co ja miejscu na ziemi. Znamienne (!?)

Najdziwniejszym, z tych wszystkich informacji, wydaje się fakt, że na zajęciach była, tym razem, przewaga panów (11). Zazwyczaj jest odwrotnie. Widać, niegdysiejsi panowie mniej czasu spędzali (głównie?) na siłowniach.