niedziela, 10 czerwca 2012

"In medias res" 5 - 7.06.2012 Wrocław

Dumna jestem z mojego miasta. Oferuje gościom i mieszkańcom tak wspaniałe jak ten poniżej - skaningi laserowe. Zwiedzanie tym sposobem unikatowego Kościółka to czysta frajda. Można się nim tylko zachwycać. Najmniejszy i najstarszy we Wrocławiu. Ma niezwykle ciekawą i obszerną historię.  Nie będę jej przytaczać, skoro, znaleźć ją łatwo.

Przybliżając od czasu do czasu, z radością, codzienność Instytutu Grotowskiego dziś proponuję koncert. Odbył się w Dniu Bożego Ciała i był niezwykły jak ten dzień. Nie często można usłyszeć śpiewy takie jak te, przygotowane pod kierunkiem Jean-Etienne Langianni.


Między korsykańską tradycją przekazu ustnego a dziedzictwem śpiewu monodycznego.  
                              7 czerwca (czwartek) 20:00, Kościół św. Marcina

Po 3-dniowym warsztacie, w ramach projektu In medias res, w którym udział wzięli także członkowie Teatru ZAR oraz goście ze Scholi Gregoriana Silesiensis, wysłuchaliśmy koncertu, którego nie powstydziłby się żaden festiwal.

W listopadzie 2010 miała miejsce pierwsza edycja VoicEncounters - Fenomen łacińskich konfraterni. Obecna, będąca kontynuacją projektu, prezentuje związki pomiędzy tradycją przekazu ustnego, korsykańskim śpiewem polifonicznym a katolickim chorałem, pochodzącym ze źródeł pisanych. 

By przybliżyć smaki naszych przeżyć proponuję inny, także po-stażowy koncert (IV.10.). Równie piękny, lecz ten 'nasz' zdał mi się o całe niebo bogatszy. Wrocławscy stażyści nie byli nowicjuszami, nie mniej jednak przygotowanie tak zróżnicowanego programu by tak wspaniale go zaprezentować, jedynie po trzech dniach pracy, zrobiło na słuchaczach wielkie wrażenie.

Słuchaliśmy wszyscy niczym natchnieni. Po koncercie, wciąż niesyci wrażeń, nie mogliśmy odżałować, że ...to już koniec. Może wybrać się na Korsykę, by tam, u źródeł móc chłonąć tę czarodziejską harmonię?                        

6 komentarzy:

  1. Koncert łączył w sobie spontaniczność (bo wykonany bez długich przygotowań) i profesjonalizm (w warsztatach uczestniczyli ludzie muzycznie kształceni i uzdolnieni), co w połączeniu z niezwykłym śpiewem polifonicznym dało efekt, który wielokrotnie przyprawił mnie o dreszcze. Serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bee, koncert i miejsce - wspaniałe.
    Pewnie dlatego z mojej notki wypływa młodzieńcza radość i ekscytacja. Dreszczy, okazuje się, doznajemy w każdym wieku, łatwiej wówczas użyć słów 'duma i radość'.

    Może jeszcze przed końcem wiosny znajdziemy w kulturalnej ofercie Wia coś równie ekscytującego ? Mimo, że trwa podnoszące ciśnienie Euro :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ewuniu, zawszem gotowa na dawkę dobrej sztuki. Uzależnienie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I oto chodzi Bee, dawka dobrej sztuki.
      A uzależnienie, nie gorsze od innych fajnych uzależnień :)

      Usuń
  4. No więc ja też niewiele się zastanawiając wszedłem in media res (u Ciebie to tak można wchodzić jak w dym) i obejrzałem te wszystkie proponowane przez Ciebie filmiki. To jest świat dla mnie nowy (ale czy obcy?) więc wymagający chyba większej uwagi. Podobały mi się te harmonie - polifonie... stanowiły mocny kontrast wobec ascetyzmu architektonicznych wnętrz i surowości górskiego pejzażu.

    OdpowiedzUsuń
  5. LA, zwróciłeś uwagę na kontrast ascezy wnętrz i krajobrazów z polifonią korsykańskich pieśni. Być może właśnie dlatego jest tak przejmująca; świetnie to skonstatowałeś.
    Widzę, nie doświadczyłeś obcości docierając 'w środek spraw'.
    Co cieszy serce 'spowitej w dymie' blogerki; wiem jak nieczęsto 'kupujesz' zdarzenia kulturalne, bez jednego "ale". Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń