piątek, 27 września 2013

Renata Jasińska-Nowak i jej wkład w Europejski Dzień Języków

                             W 2013 roku, we Wrocławiu, odbywa się w terminie
                                          20 - 27 września 

Historia Polski, historia polskiego języka i naszej kultury to już ponad 1000 lat. By zapoznać wszystkich, mówiących tak wieloma językami, europejczyków z najistotniejszymi wydarzeniami w dziejach kraju Mieszka Pierwszego - Alice Renard, przewodnicząca International Friends of Wrocław podjęła się syntezy historii Polski w postaci wykładu, który odbył się 24.09.13 w Domu Europy.

Działo się w tym wrześniowym tygodniu we Wrocławiu baaardzo wiele. Dzieje się nadal. Prawie nie do wiary, bowiem łącznie to około 55 różnorakich zdarzeń związanych wyłącznie z EDJ. Nie sposób ich wymienić czy choćby omówić zatem polecam stronę, wystarczy na nią rzut okiem by zrozumieć co mam na myśli: http://edj.wroclaw.pl/index.php/2013/09/

Jaki związek z Dniem Języków ma Pani Dyrektor Teatru Arka - Renata Jasińska, jego założycielka (1993), aktorka, reżyserka i scenarzystka. Nie wyobrażam sobie życia bez teatru, tak twierdzi. A jest to oryginalny teatr, teatr który wypracował swój własny język bo obok zawodowych aktorów, po szkołach teatralnych, grają w nim także aktorzy 'niepełnosprawni'. 
Uważam, że dzisiejszy teatr powinien spełniać trochę taką rolę religijno-terapeutyczną. Jestem uczennicą Molika, wyrosłam na teatrze Grotowskiego i przesiąkłam jego wielkością; mówiła w wywiadzie przeprowadzonym przez Agatę Brzóskę  http://teatrarka.pl/pl/text,127.html

To właśnie Teatr Arka uświetnił swoim przedstawieniem - Bal u Hawkinga - zakończenie obchodów Europejskiego Dnia Języków we Wrocławiu (7 min.). 


                              
"Bogata i wyjątkowa wizja balu odbywającego się w głowie jednego z największych żyjących geniuszy" napisano w Musical Theatre Network, gdy w Edynburgu, na 45 Festiwalu FRINGE widzowie mieli możliwość oglądania spektaklu 11-krotnie. Spektakl, 3-krotnie, prezentowano również londyńskiej publiczności. Na scenie ARC THEATRE.
Ten geniusz to Stephen William Hawking, w którego życiu spiętrzyły się konieczności opracowania komunikacji werbalnej na wielu płaszczyznach. Pustosząca organizm choroba i dziedzina nauki niedostępna większości śmiertelników. Jak go zrozumieć, jak o nim opowiedzieć w teatrze, jak przeprowadzić ten zamysł mając do dyspozycji określony zespół wykonawców. W tym teatrze okazało się to możliwe. Samo miejsce jest niezwykłe. Tuż przy głównym, gwarnym deptaku miasta skromna siedziba ukryta w wąskiej uliczce. Wszystko pachnie tam teatrem z naszych dziecięcych wspomnień. Skrzypią kręte schody i drzwi, a przytulna widownia z całkiem sporą sceną obiecują odkrycie tajemnic. Magiczne miejsce, zaglądajcie tam koniecznie.

Renata Jasińska, laureatka tegorocznej Europejskiej Nagrody Obywatelskiej, której wręczanie odbywa się na uroczystej sesji Parlamentu Europejskiego w Brukseli. Można by o niej mówić i mówić. Dla zainteresowanych informacje nie wszystkim znane choć zamieszczone; na stronach Jej Teatru http://teatrarka.pl/pl/text,62.html czy (uwierzcie) w Encyklopedii Solidarności  http://www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=Renata_Jasi%C5%84ska-Nowak

Serce rośnie mi i rośnie gdy mogę propagować równie budujące opowieści o Mieście, a szczególnie o jego Wybitnych Mieszkańcach.

piątek, 20 września 2013

WALENTINA. The last human dog, Praktyki teatralne WSIEWOŁODA MEYERHOLDA

Jesienny wysyp przedsięwzięć kulturalnych i opiniotwórczych. Dziś Wrocławski Teatr Współczesny i Instytut im. Jerzego Grotowskiego

WALENTINA:  "Z mojego punktu widzenia... Jesteśmy materiałem do badań naukowych. Międzynarodowym laboratorium... Naturalne laboratorium... Można notować dane, eksperymentować... Jadą, bo boją się przyszłości".
Ten fragmencik z gorzkich przemyśleń Nikołaja Prochorowicza Żarkowa, nauczyciela zajęć technicznych, jednego z bohaterów rozdziału Samotny głos ludzki Swietłany Aleksiejewicz. (Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości, Czarne 2012). Jest mottem spektaklu Walentina, w reżyserii Natalii Sołtysiak w WTW na Małej Scenie.

Scena i Sala są wręcz mikroskopijne. W anturażu nieuniknionej intymności i bliskości poznajemy fragmenty z życia tytułowej Walentiny (Irena Rybicka), i jej wciąż opłakiwanego męża, niegdyś likwidatora szkód po katastrofie (Tomasz Orpiński). 
W kwietniu 1986, w ukraińskim Czarnobylu, nastąpił wybuch atomowy. Dla mieszkających tam wówczas - było to wtargnięcie wieczności w doczesność, odczucie bliskiej obecności 'innej śmierci', niewidocznej i niesłyszalnej. Ten patos sytuacji to dziś the most exotic place on earth szeroko reklamowany turystom odwiedzającym Kijów. Mamy oto kolejny Disneyland, rezerwat ekstremalnych doznań, z którego wysiedlono wszystkich, tak jak stali.

Dla Walentiny nie ma to znaczenia. Została, sama w wiosce pod Homlem. Nie do końca sama bo... w Homlu jeszcze dwóch pozostało. I przyjeżdża do nich objazdowy sklep. Są też stada zdziczałych psów. A poza tym, wszystko jest przecież w porządku; są boćki, komary i meszki.

Dlaczego tam jeździmy, my turyści, my gapie, my poszukiwacze olśnień duchowych i intelektualnych. Jak i dlaczego spodziewamy się znaleźć tam to czego nie widzimy i nie czujemy tu. Czy; wielodniowe podróże po wyczerpujących ciało i umysł wertepach, rozmowy z tym 'zwyczajnym człowiekiem', spojrzenie na to wszystko własnymi oczami - mogą nam cokolwiek objaśnić, rozszerzyć horyzonty lub nauczyć czegoś?
Członkowie zespołu badawczego, który w maju br. wyprawił się na skażone wybuchem tereny Białorusi i Ukrainy, by móc w teatrze opowiedzieć intymną historię, uważają że tylko tak - geograficznie i fizycznie mogli się do niej zbliżyć.
Natalia Sołtysik (reżyseria, opracowanie muzyczne, projekcje) mówi wręcz "to właśnie mój strach przed niewidzialnym wrogiem stał się dla nas wytyczną, a niepokój zmienił się w sens podróży".

Nakręcono także inspirujące materiały filmowe, których tematem jest "próba nawiązania kontaktu z naturą. Tak, żeby po długiej separacji przytuliła, zagarnęła, powtórnie przyjęła do siebie (...) Puenty pojawiły się same. Wystarczyło dać wybrzmieć zdarzeniom (...) Materiał filmowy jest immanentną częścią przedstawienia. Obrazem lęku, który czai się pod spodem historii Walentiny. Jednej Walentiny, której mogą być tysiące... aż w końcu żadna".

Na konferencji prasowej (18.09.13) usłyszeliśmy wiele ciekawych, zaangażowanych opowieści, podziwialiśmy wernisaż (Ernest Wińczyk), mieliśmy sposobność wglądu w próby do Spektaklu.
Premiera, w cyklu prosta historia, w sobotę, 21 września, na Małej Scenie WTW

 Walentina Timofiejewna Apanasiewicz

WSIEWOŁOD MEYERHOLD:  wciąż pozostaje jednym z najsłabiej znanych w Polsce twórców Wielkiej Reformy Teatralnej. Buntowniczy uczeń Stanisławskiego, genialny aktor i reżyser, twórca biomechaniki teatralnej i propagator fizycznego treningu aktorskiego, największy rewolucjonista inscenizacji, prekursor koncepcji muzycznej konstrukcji przedstawienia, pierwszy "autor przedstawienia teatralnego", nauczyciel Eisensteina, odkrywca Szostakowicza, 'żywa inspiracja' dla artystów takich jak Grotowski, Barba, Wilson czy Kantor.

By spojrzeć na jego dokonania i zapytać o jego miejsce w teatrze współczesnym, IG, wraz ze specjalistami z Polski, Rosji, Europy Zachodniej i USA wybiera się w podróż poznawczą, organizując pierwszą w Polsce konferencję - poświęconą jego dorobkowi teatralnemu.

- KONFERENCJA (3 - 5 października)
- WARSZTATY: Aleksiej Lewiński (28.09 - 2.10)
                          Giennadij Bogdanow (29.09 - 3.10)
  z pokazami pracy w sali PWST Wrocław
- INSTALACJA MULTIMEDIALNA Pawła Korbusa w Centrum Sztuki WRO


Mnie samą interesuję szczególnie trzy, z 14 wykładów:
- Metoda aktorska w Teatrze Meyerholda. Technologia jako filozofia. Nikołaj Piesoczynski  (Petersburg, Akademija Tieatralnego Iskusstwa) - 3.10, drugi wykład przedpołudniowy,

- Przeciwko biomechanice. Inne konstruktywistyczne systemy ruchu. Mel Gordon (Berkeley, University of California) - 3.10, drugi wykład popołudniowy,

- Biomechanika Meyerholda - trening aktorski oparty na paradygmacie przygotowanego doświadczenia. Małgorzata Jabłońska (Uniwersytet Jagielloński) - 4.10, pierwszy wykład popołudniowy,

oraz - powarsztatowe pokazy pracy (biomechanika), i spotkania;  z Aleksandrem Lewińskim (3.10, 19.00 PWST) i Giennadijem Bogdanowem (4.10, 19.00 PWST).

Wybiorę się we własną podróż; niedługą i niedaleką. Podróż, która, być może, zweryfikuje zaszczepione mi przez Zygmunta przekonania na temat kształcenia tą metodą. Co o biomechanice, gdy był szczególny powód, mawiał Z.M.?
Niezbyt sympatycznie mawiał, zaboleć to może wielu z jej sympatyków. 'To bzdura, szkodliwa bzdura' kwitował, pokrótce mówiąc. Ci, którzy go znali, którzy o nim (choćby dzięki moim wpisom na blogu) słyszeli, wiedzą dobrze; nie rzucał słów na wiatr, nie był złośliwy czy zawistny. Nigdy nie pomyślał nawet, że tylko to co on robi jest właściwe, by ciało i głos były pomocne w pracy i w życiu. A jednak tak właśnie sądził. Nie będąc pewna powodów takiego stanu rzeczy, nie będę ich podawać.

Jedno jest pewne; jego zastrzeżenia zmaterializowały się nieoczekiwanie, dla mnie (a i dla niego), na stażu w Paryżu 5 lat temu. Prowadził staż 2-tygodniowy z tymi samymi uczestnikami, którzy tuż przed zajęciami z nim pobierali nauki u Nikolaja Karpova, w ciągu poprzednich 3 tygodni. Cośmy się nasłuchali utyskiwań, choć ani Zygmunt, ani ja tym bardziej, nie namawialiśmy czy nie prosiliśmy (przecież) o zwierzenia. Skarżono nam się jednak wielokrotnie; na trudności z wykonywaniem ćwiczeń 'alfabetu Molika' czy budowaniem Życia w sytuacji gdy większość mięśni bolała, a ciało stawiało opór. Stażyści cieszyli się, że na zajęciach Głos i Ciało mogą pozwolić organizmowi powrócić do normalności, a psychice dać odpocząć. I nie były to żadne "łasie", Zygmunt nie dopuszczał do sytuacji by ktokolwiek mógł mu się "podlizywać" (Dla przykładu; zajęcia z N. Karpov'em  https://www.youtube.com/watch?v=m43lbPczHpg )

Tak więc, pomimo że moja droga do poznania nowego nie będzie ani daleka ani zbyt długa, ciekawa jestem jakie z niej wnioski uda mi się wyciągnąć. Tu powinnam dodać, opinie Molika prawie nigdy nie zawodziły.

piątek, 13 września 2013

KOTLINA w WTW - 12.09.2013

KOTLINA powstawała w atmosferze niepokoju. Rok temu Wrocławski Teatr Współczesny tonął w długach. Nowy dyrektor, Marek Fiedor (1.09.2012) musiał więc liczyć się z ograniczeniami planując repertuar. Zapowiadał się trudny sezon.
Nie sposób było liczyć choćby na gościnne występy aktorów. Ma jednak Dyrektor moc sprawczą; premiera goni premierę (choć często bez specjalnych zachwytów), a gości spoza Teatru przy realizacjach nie brak.

      Pierwszą premierą, 19 stycznia, było "Życie jest snem" (reż. Lech Raczak).
      "Kotlina" ujrzała światło dzienne 9 marca (reż. Agnieszka Olsten).

Doborem repertuaru nowa dyrekcja WTW rozdrażnia trochę środowisko, przetaczają się nie za przychylne dyskusje. Jak choćby ta przy okazji "Pomarańczyka" (reż. Tomasz Hynek). Czy zasadnie, prowokowanie może być zaletą ? Być może prezentowane produkcje są przeintelektualizowane.
Trudno przesądzać, na ile - wprost - można odbierać przekazy zaprezentowanych, w przeciągu kilku miesięcy, sześciu (?) premier.

Spektakl  Kotlina oparto na powieści  Prowadź swój pług przez kości umarłych Olgi Tokarczuk. W programie na okładce zamieszczono zdanie:
Cierpienie człowieka łatwiej mi znieść niż cierpienie zwierzęcia. Człowiek ma własny, rozbudowany, rozgłoszony wszem i wobec status, co czyni go gatunkiem uprzywilejowanym. Ma kulturę i religię, żeby wspierały go w cierpieniu. Ma swoje racjonalizacje i sublimacje. Ma Boga, który go w końcu zbawi. Ludzkie cierpienie ma sens. Dla zwierzęcia nie ma ani pociechy, ani ulgi, bo nie czeka go żadne zbawienie. Nie ma też sensu. Ciało zwierzęcia nie należy do niego. Duszy nie ma. Cierpienie zwierzęcia jest absolutne, totalne.
(Olga Tokarczuk, Maski zwierząt/Moment Niedźwiedzia, s.31 Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2012).
 - mnogość szczegółów; zdjęcia, video, recenzje   http://www.wteatrw.pl/index.php/przedstawienia/80-wtw/przedstawienia/145-kotlina-spektakl
Przedstawienie biegnie w bardzo niespiesznym rytmie, szczególnie akt pierwszy. Przez co najmniej pierwszy kwadrans właściwie nic się nie dzieje. Matoga (Bogusław Kierc) siedzi sobie spokojnie w fotelu, który cudem trwa, większość wnętrzności prezentując na zewnątrz. Atmosfera jest senno-sielsko-anielska. Przyprószone światła, dobiegają świergoty, chroboty, pomlaskiwania. Trzy słusznej postury psiska biegają po otwartej scenie, oswajając przestrzeń i zgromadzoną publiczność. Dają się tarmosić i głaskać pierwszemu rzędowi widzów. Po czasie, Janina Duszejko (Renate Jett, gościnnie) nawiązuje z nimi rozliczne kontakty pogwizdując, obdarowując smakołykami (które ma po kieszeniach), spacerując, leżąc, pieszcząc je...

Dwa psy: posokowiec i retriever zdają się nie spełniać oczekiwań, na dalszą część spektaklu znikają. Pozostaje owczarek (Santos), który jest wzorem dobrych manier, psiej inteligencji i talentów aktorskich. Tak więc nie chodzi tu o łzawy sentymentalizm czy fraternizację. Jeśli o coś chodzi, to o rodzaj przymierza, o sposób myślenia o zwierzętach, o możliwych sposobach naszego współistnienia.

       Co się działo i kto w tym maczał palce:

Renate Jett, aktorka, wokalistka, autorka piosenek, reżyserka teatralna, absolwentka studiów aktorskich w Wiedniu i Los Angeles, to z pewnością świetna aktorka.
Stale współpracująca z teatrami polskimi, w tym z Teatrem we Wrocławiu (od 2001).
Dość trudno jednak ten fakt docenić, w Spektaklu. Kwestie wypowiada w 3 językach. Gdy mówi po polsku zdaje się skupiać głównie na możliwie poprawnym wypowiedzeniu kwestii, czy poszczególnych słów... O jej bohaterce wiadomo, że przyjechała z Iraku, gdzie budowała mosty. Ale dlaczego jest 'niemką' nie wiadomo. To przeszkadza, mnie przeszkadzało, mimo że łatwo było podziwiać jak jest sprawna ruchowo, jak pięknie śpiewa, jak radzi sobie z półtoragodzinną, aktywną obecnością na scenie.

Bogusław Kierc, starszy ode mnie o 5 lat, poeta, krytyk literacki, aktor, eseista, autor książek krytycznoliterackich, reżyser, pedagog, chluba Wrocławia. Obdarzony niezwykłą kulturą osobistą, wiarygodny, kochany przez widzów.
W Kotlinie nie wyczerpał swoich możliwości aktorskich. Wzruszająco zabawny jako Gość -przebrany za Kapturka-baletnicę na przyjęciu u prostackiego Prezesa, niezbyt przekonujący jako arogancki Ojciec, niedookreślony jako Syn - wspominający trudne losy rodziny.

Tomasz Orpiński, absolwent wrocławskiej PWST, aktor teatralny, filmowy i telewizyjny. Z rolami Syna Matogi/Myśliwego/Prezesa - poradził sobie świetnie.

Marta Malikowska, absolwentka PWST w Krakowie. Aktorka wielu scen i filmu, współpracuje z Teatrem Muzycznym Capitol, we Współczesnym od 2008. W spektaklu była również asystentem reżysera. Kreowała 3 postacie - Popielistej/Brunetki/Pisarki.
W każdej z ról radziła sobie bez zarzutu, choć jako Pisarka mogłaby być 'mniej prywatna'. Pięknie zapowiadała antrakt... w baśniowej kreacji.

Dramaturg i współscenarzysta Igor Stokfiszewski, absolwent polonistyki na uniwersytetach Łódzkim i Jagiellońskim. Krytyk literacki, dramaturg, publicysta, autor i współredaktor tomów Tekstylia. Prowadzi badania nad wspólnotowym wymiarem aktualnych działań Workcenter of Jerzy Grotowski and Thomas Richards, współredaktor monumentalnego tomu "Dzieła zebrane" J. Grotowskiego.
W jednym z wywiadów opowiadał, że w trakcie prac nad spektaklem przestał się bać psów. Co myślę o scenariuszu? Wszystko pozostawia bez konkluzji; czy to dobrze ?

Agnieszka Olsten, absolwentka wydziału reżyserii Akademii Teatralnej w Warszawie. Studiowała dziennikarstwo, pracowała w radio. Założycielka Teatru Collegium Civitas i Stowarzyszenia Dramaturgiczno-Teatralnego Drama (Ateneum). Bardzo ceniona, sprawdzająca się w wielu dziedzinach.
Nie zrozumiałam jednak dlaczego spektakl składa się 'z luźnych scenek' i jest rodzajem tak modnie ostatnio rozumianego performance'u.  Czy, aby -  "nadszedł dzień, gdy wszyscy uznają, że liczba nóg, włochowatość lub to, jakie zakończenie ma os sacrum (kość krzyżowa), nie są (...) argumentami przekonywującymi, aby wolno było doznającą uczuć istotę wydać na męczarnie" - większość myśli należy zawieszać w swoistej próżni?

Tadeusz Ratuszniak, absolwent PWST we Wrocławiu i SKiBa (reżyseria dziecięca), w WTW od 2010.
To pewnie on kreował rolę Borosa, przepraszam, jeśli nie rozpoznałam - bez ubrania. Nie wiem dlaczego Pani Reżyser zastosowała 'taki zabieg'. Umięśniony i smukły czterdziestolatek bez majtek to naprawdę smaczny widok. Nawet gdy z niewiadomych przyczyn usmarowano mu łydki, dłonie i tzw. przyrodzenie, na czarno. I nie to, żeby pożądliwość oczu padła mi na uszy, bo ta nagość była raczej aseksualna. Nie pamiętam jednak ani słowa z Jego kwestii. Buuuu

Na podobne wyzwanie wystawiono również Martę Malikowską, która już niebawem zostanie w naszym grodzie synonimem nudos (jakby tego w wikipediach nie dookreślano). Jako Popielista, zdarła z siebie nagłym ruchem zwiewną szatkę, by gwałtownie uprawiać nieracjonalną gimnastykę, określając ją jako BIO.

Co do rodzaju zwiewności 'szatek', czy ich braku, mogłabym wysyłać zażalenia do Kostiumolożki (Joanna Kaczyńska). Nie zrobię tego, kostiumy były ze wszech miar udane.

Wielkie, wielkie brawa dla Reżysera świateł (Bartosz Nalazek), dzięki jego pracy ten spektakl bywał magiczny.

Scenografia też świetna, prawie kreacja plastyczna. A może bez prawie? Brawa dla Olafa Brzeskiego.

I na koniec Muzyka. Bez niej nie byłoby spektaklu. Oprawa muzyczna to mistrzowska praca - Kuby Suchara. Cudo! Dlatego czym prędzej pędzę w poniedziałek na MIKROKOLEKTYW  Kuby Suchara i Artura Majewskiego. To kolejna, świeża tym razem, propozycja Współczesnego.