czwartek, 28 stycznia 2016

Grotowski - tym samym - Technika Grotowskiego

Grotowski by Serge Ouaknine
Nie wystawiam się na najmniejsze ryzyko gdy stwierdzam - nic takiego nie istnieje.
Ta technika grotowskiego to hasło, jedynie, na dodatek z gruntu bałamutne.
Zatem co to, jak to nazwać? 
Nijak! chyba, że ktoś ma życzenie definiować niebyt jako ucieleśnienie bytu.

Zatem czego "uczą"; tego warto, tego można próbować się nauczyć? Można i warto, lecz trzeba brać pod uwagę, że najczęściej "uczą tego" niewtajemniczeni, niedostatecznie przeszkoleni. Zatem uczą jedynie form-dopełnień fizycznych, jako 'znakomitych treningów' - ciała i głosu. Znakiem tego - czego? Najczęściej jest to ledwie przyczynek - do laboratoryjnych technik aktorskich, stosowanych w teatrach awangardowych, ze szczególnym uwzględnieniem (wyimaginowanego) Teatru Laboratorium Grotowskiego.
Uczą, determinowani samozwańczym pędem do bycia uczniem Grotowskiego, lub któregoś z jego aktorów z okresu teatralnego, czy któregoś ze współpracowników z okresu po-teatralnego Laboratorium. Lub zgoła uczniem-ucznia. Miej baczenie ! powierzając swój los.
Zatem uczą; treningów fizycznych, rodem niemal ze szkół cyrkowych. Cielesnych i głosowych laboratoryjnych technik teatrów awangardowych - nauczają tak, jak je sobie wyobrazili. Bowiem by ogarnąć zasady, i sens tej sztuki - trzeba... wielu lat, nie kilku, kilkudniowych warsztatów. LAT, wyłącznie pod opieką odpowiedzialnego przewodnika. Tylko tak, w każdej dziedzinie, osiąga się mistrzostwo, tylko wówczas można chcieć "uczyć".
"Są też tacy, którzy obserwowali naszą pracę przez parę dni czy tygodni, czy miesięcy i mogli jedynie zarejestrować ćwiczenia testowe, ale potem chcą być instruktorami, profesorami - i to w domenie, gdzie nie ma profesorów" (Co było - wystąpienie, Kolumbia, Festiwal Ameryki Łacińskiej, 1970)  

- A więc, w praktyce, kształcenie aktora musi być dostosowane do każdego poszczególnego przypadku - pytał Denis Bublet w 1966 r., w Paryżu - Tak jest, nie mam na myśli żadnych recept (Grotowski, Techniki Aktorskie, Ku Teatrowi ubogiemu, 1968)   

Ważny jest też cel i efekty pracy; Yan Michalski, Jornal do Brasil, Rio de Janeiro, 11.09.71 
(...) Aktor Grotowskiego nie sprzedaje swojego ciała, ale je uświęca. Uczy się korzystać z roli, jak z chirurgicznego skalpela, którym rozcina samego siebie. I powtarzając akt pokuty, osiąga stan świętości, niezaprzeczalnie znacznie bardziej mistyczny niż ściśle religijny (..) Grotowski nalega na nazywanie swojego procesu poszukiwań via negativa. Nie chodzi w nim o nauczenie aktora repertuaru umiejętności i sztuczek, ale o to, by zapewnić mu pełną dojrzałość jego osobowości, poprzez ciągłe odzieranie go ze sztucznie nabytych nawyków. Taka praca to striptiz emocjonalny, który zabiera aktora na spotkanie z jego najgłębszą osobowością.

Pomimo, że lekko afektowany, ostatni cytat, obrazuje stosunek Grota, i jego aktorów, do zasadności ćwiczeń fizycznych, bo absolutnie, nie ich fizyczna strona miała znaczenie przy powstawaniu spektaklu. Zatem po co ćwiczenia? Aby ciało mogło reagować, by było posłuszne organicznie w ten sposób, aby, w trakcie fizycznych improwizacji, aktor, mógł nie myśleć o ciele. Bowiem to poprzez improwizacje, krok po kroku, budowano sceniczne akcje. Same akcje (przed montażem Grota) były skutkiem spotkań, z Nieznanym - budujących indywidualne Życia. Owe Życia weryfikowano pod względem przydatności do poszczególnych scen, zbiór scen tworzył spektakl. Już na koniec 'drobiazg'. Wykrystalizowane i zaakceptowane akcje trzeba umieć, w każdej chwili, przywrócić, zważając by nie utracić w nich źródłowej, fizycznej formy Życia. Jeśli to nie możliwe trzeba odnaleźć Życie lub utworzyć nowe. Jasne?! 
Tak, to dlatego tak 'dziwnie' poruszali się po tej scenie. Bo to nie umysł, nie inteligencja, nie tekst, nie wchodzenie w rolę (w rozumieniu klasycznego teatru) pozwalały budować im te wszystkie, do dziś podziwiane, spektakularne kreacje. Budowali je poprzez ŻYCIE.
     Nie myśl, nie interpretuj, działaj ciałem. Daj działać ciału, to ciało działa pierwsze, dopiero potem głos - nie odwrotnie; powtarzał Molik stażystom Głos i Ciało. 

W kraju działa wiele teatrów pracujących metodami studyjnymi, laboratoryjnymi. Te uznawane, najczęściej nagradzane, to choćby wrocławskie; ZAR, Pieśń Kozła czy Studio Matejka. A są przecież także Gardzienice, Teatr Ósmego Dnia, Kana, Stowarzyszenie Chorea, Teatr Wiejski Węgajty, Schola Teatru Wiejskiego itd. Każdy z nich, w jakimś sensie, odwołuje się do 'myśli Grotowskiego' lecz żaden nie praktykował 'technik Grotowskiego'. Dlaczego? bo jako takie nie istnieją, co dobrze wie każdy z animatorów wymienionych teatrów. Choćby dlatego, że większość z nich zetknęła się, także bezpośrednio, z Grotowskim. Inna sprawa, że ci którzy mieli z nim kontakt, styczności doświadczyli dopiero w jego okresie parateatralnym.

Na studyjne teatry duży wpływ wywarł Wł. Staniewski - szef Gardzienic, który począwszy od 1971 4-5 lat współpracował przy poteatralnych projektach 'diaspory Grota'. To właśnie u niego praktykowała większość liderów wymienionych teatrów. Tą drogą, i do niego i do innych, przeniknęła część wiedzy na temat treningowych metod Laboratorium, praktykowanych przez poszczególnych aktorów w okresie teatralnym. Tajników swoich indywidualnych "metod" nikt z nich, przynajmniej w szczegółach, nie propagował, nie udostępniał. Przeciwnie, w Lab. istniała niepisana umowa - 'tajemnice mistrzów' to sprawa sekretna. Nie dlatego, że tak bardzo kochali tajemnice lecz dlatego, że słowa łacno prowadzą na manowce. Każdy z nich tego doświadczył.

Legendarna, historyczna, brzmi niemal religijnie, i powinna tak brzmieć. Wykonano benedyktyńską pracę by prześledzić różne wersje językowe opublikowanych w niej manifestów, wywiadów i artykułów – niegdyś opracowanych przez E. Barbę. W 2007 powstała ‘wersja kanoniczna’ obrazująca obecny stan wiedzy na temat krętych ścieżek jakimi rozprzestrzeniały się teksty Grota. Nic dziwnego, że J.G. ją kwestionował (tak, tak, liczne błędy merytoryczne i edytorskie, a nie fochy manipulatora). Najważniejsza, niemal biblia - eksplorującym (od lat 50-tych ub.w.) niewietrzone od czasów wojny wnętrza teatrów. Od półwiecza traktowana dosłownie, odwzorowywana literalnie, szczególnie w części traktującej o ówczesnej fazie badań nad treningami aktorów laboratoryjnego teatru z egzotycznego Wrocławia. Wciąż omawia się i odwzorowuje … gesty aktorów, ich zewnętrzność – mało kto ogarnia, że wszystko to co rejestrują oczy widza było wynikiem głębokich poszukiwań świeckiego sacrum by przekraczać bariery, by mogło dojść do spełnienia. Układanie paluszków tak jak Molik nie uczyni mistrzem sztuk wokalnych.
   Zatem Molik. Tu na blogu Książkę omawiałam wielokrotnie. Publikowałam fragmenty, które traktują o założeniach jego w pełni autorskiej metody pracy z głosem. Autorskiej niejako z konieczności. W tamtych czasach, po prostu, nie było czym „się podeprzeć”. Kompilacje zaliczonych szkoleń nie wchodziły w rachubę – mili moi współcześni ‘eksploratorzy’. Tak - nie było wiedzy innej niż skostniała, brakowało podręczników, nie było milionów łorkszopów oferowanych przez tzw. wtajemniczonych. Trzeba było eksplorować - własne wnętrze w pocie czoła, latami.


Aktor. Animator twórczych procesów - Zbigniewa Cynkutisa - to dokument; pracy, eksperymentów teatralnych i praktykowanych ćwiczeń. Kolejny - autorsko opracowany system pracy - aktora Laboratorium lat 60. i 70-tych. Powstawała jako 'podręcznik dla aktorów' by... mnóstwo lat przeleżeć w szufladzie. Opracowała ją Jola Cynkutis. Ta książka, poprzez opis ćwiczeń i warsztatów, poprzez eseje i szkice, listy, rysunki i fotografie ukazuje Cynkutisa jako aktywnego i kreatywnego współtwórcę procesów twórczych w 13 Rzędach i Laboratorium. 
Czy nadal wszyscy są głęboko przekonani, że Technika Grotowskiego to oczywista oczywistość?  

Jest też jeszcze jedna książka, być może niezbyt szeroko znana, skoro raczej, nieomawiana. Czyżby dlatego, że jest ze wszech miar, że się tak wyrażę, kontrowersyjna ?
Książka Elżbiety Baniewicz ma 'ekscytujący' tytuł; Rozmowy z Teresą Nawrot. Ćwiczenia według techniki Jerzego Grotowskiego. Sic! Wydała ją, jak i powyższą, łódzka filmówka, co może znaczyć, że czerpią z niej swą wiedzę zarówno studenci jak i wykładowcy szkół teatralnych. I to jest niepokojące. Więc piszę o niej nie dlatego, że warta jest poważniejszego zainteresowania jako dokument, czy wręcz podręcznik, lecz dlatego, że obiektywnie istniejąc powiela... te same od lat, w czystej formie, konfabulacje. Kim jest Teresa Nawrot, wedle faktów i autokreacyjnych mitów.
Podobny obraz 
1/  W Teatrze Laboratorium - Instytucie Aktora ('65-'82) współpracę podjęła w 71/72 już w okresie po-teatralnym (prowadzono eliminacje - znalazła się w kolejnej grupie tzw. znalezionych do współpracy przy projektach, oczywiście parateatralnych). Czy w tak jednoznacznej sytuacji jest źdźbło prawdopodobieństwa by mogła znaleźć się w zespole prezentujących spektakle i być w nim aktorką ?  2/  Na stronie Reduta-Berlin podaje, że w "L" pracowała '71-'84, co nie może być prawdą, ponieważ, gdy w '81 brała udział w projekcie >Thanatos Polski. Inkantacje< (zamysł Drugiego Studia Wrocławskiego) ten zakończył się w IX 81 - wraz ze śmiercią Antoniego Jahołkowskiego. Niebawem rozwiązano Teatr (a ten fakt Grot ogłosił w XI '82). Zresztą, skoro komunikuje, że Szkołę w Berlinie...założyła w '83. 
Skądinąd wiadomo, że od '75 podejmowała prace w innych teatrach Wrocławia. Tak, tam, od czasu do czasu, mogła być aktorką, lecz z pewnością nie miało to związku z J.G.  3/  Była asystentką Bossa. Oj tam. Asystowali J.G., w różnych trybach; Eugenio Barba ('61-'64), Serge Ouknine ('65-08.'67) czy Teo Spychalski '67-'80). Wiem, to przykre, lecz nikt, nigdy, nie słyszał o Teresie Nawrot - asystentce Grotowskiego. To nie złośliwość ani sposób na 'zepchnięcie aktorki do podrzędnej roli' (jak skarży się powszechnie). W końcu tam, może chodzić o to, że przy większych projektach międzynarodowych bywała asystentką, w biurze, stąd ta autosugestia.  4/  Z zespołem Laboratorium wielokrotnie podróżowała za granicę. Powiem krótko; no nie wiem.  5/ W związku z przedłożonym kontekstem - gdzie, kiedy i jakim sposobem - miała okazję poznać tak dogłębnie "techniki Grotowskiego", że mogła je opublikować?
6/ Tuż po śmierci Grotowskiego zaczęła głosić wszem i wobec - jest 'ostatnią żyjącą aktorką Grotowskiego'. Nadto Jego uczennicą. I tego się trzyma konsekwentnie. 
Pani Tereso, dobra wiadomość; Rena Mirecka, Maja Komorowska, Elizabeth Albahaca wciąż żyją, mają się dobrze, i wciąż są twórcze. Poza tym, równie dobrze, mają się Mieczysław Janowski czy Andrzej Paluchiewicz i pewnie... znalazłby się ktoś jeszcze z 'tych ostatnich'. W pełni władz umysłowych żyje też Teo Spychalski, ten który był asystentem Bossa w czasie, w którym i pani miała być. Lecz może nie indagować ich na temat "starych dobrych czasów"? mogliby ze śmiechu trupem paść. Ktoś musiał, w końcu, pomóc pani odzyskać utracone fakty, bo zdaje się mieć pani z tym problem nie na żarty. Padło na mnie, sorry.

Na osłodę - ta historia ma zabawny ciąg dalszy, a wiąże się z wrocławianinem Maciejem Markiem Łysakowskim, absolwentem tut. PWST ('86-'90). W 2009, w wywiadzie mówił; wiele lat terminowałem w Szkole Reduta, prowadziłem tam warsztaty. Od kilkunastu lat badam dokonania Grotowskiego, pisałem o nim pracę magisterską. Potwierdzając fachowość nadmienia; Metoda Grotowskiego to trening, to improwizacja ciałem. W oparciu o elementy plastyczne, to rodzaj ruchu, którego nikt na świecie nie zna poza Grotowskim. Jest to także praca z głosem... 
   Szkoda, że pracując z Nawrot nie zdążył jej tej myśli przekazać.
C.d. rodem z komedii pomyłek. W '11 pisze pani, na blogu K. Jandy, bo jest szczęśliwa. Otóż będąc w Niemczech, w mieście Siegburg k/Kolonii wzięła udział w fascynujących warsztatach. Nie kto inny jak MMŁ, w Studiobuehne, nauczył ją... metody Grotowskiego. Nie, to nie koniec. Pan pisze, duży artykuł z wieloma zdjęciami, bowiem zwiedził cudne Muzeum Perfum w Domu Fariny w Kolonii (12.2015). Dlaczego było tam tak cudnie? zwiedzających oprowadzał, ubrany w strój z epoki, ekscytująco czarujący pan, wcielając się nienagannie w rolę pana Fariny. Kim był? coś mi tu nie najlepszymi perfumami pachnie... ten grotowski spod Kolonii. 

A gdy już jesteśmy przy nauczaniu. Przyjmując chętnych na staże rozróżniamy, na prywatny użytek, trzy rodzaje zainteresowanych warsztatami. Ci pierwsi naprawdę potrzebują pomocy, gdy ją otrzymują angażują się żarliwie. Są w tym całymi sobą, głęboko wszystko odczuwając. I to oni wynoszą z pracy prawdziwy pożytek, i najczęściej na całe życie zapamiętując tę pracę mogą czerpać z niej siłę. Ich życie się zmienia prawdziwie, raz na zawsze. Drugi rodzaj? nieustający poszukiwacze, szukają tego czego nie znajdą, bo nie chcą zaangażować się głębiej w nic czego, podobno, poszukują. Lata im mijają a oni wciąż stoją, tam gdzie stali. Ot, sposób na życie. 
I trzeci rodzaj - drapieżcy, interesowni. Przychodzą podpatrywać, podkraść, z dziesiątek różnorakich zajęć tylko wysysają to, co im pasuje. A potem okazuje się, że nie tylko zjedli wszystkie rozumy ale i zbudowali... metodę, na dodatek całkowicie autorską. I nawet oko im nie drgnie, skądże. A potem słyszę; uczę Techniki Grotowskiego, to dobra nazwa, każdy rozumie o co chodzi. 
Na pewno? może lepiej, choć czasem, pomyśleć o tym co, w przypływie świadomości, wyartykułował pan MMŁ. Metody czy techniki Grotowskiego (jak kto woli, mili państwo, wam i tak wszystko jedno) nikt na świecie nie zna, poza Grotowskim.

Trzeba nie mieć choćby odrobiny przyzwoitości aby inicjatywę - nazwawszy ją autorską, a będącą ledwie malowniczym kolażem 'pomysłów', wyniesionych z odbytych gdzie tam możliwe było - łorkszopów, kłamliwie firmować nie własnym nazwiskiem lecz, a co tam, nazwiskiem Grotowskiego! Czyż nie istnieją prawa autorskie?            

wtorek, 26 stycznia 2016

Villeneuve-les-Avignon - Chartreuse Notre Dame du Val de Benediction


Kilka Pań i kilku Panów, ćwierć wieku temu w grudniu, wsiadło do pociągu w Paryżu (przypuszczalnie na Gare de Lyon) by po pokonaniu 700 km dojechać do Prowansji-Alpy Lazurowe na obrzeża Awinionu. Byli grupką kilkanaściorga fantastycznych, młodych duchem i żarliwych, aktorów i naukowców, którzy na różnych etapach życia współpracowali z Grotem. To pod tym cyprysem widocznym na zdjęciu obok - Elizabeth Albahaca sfotografowała Serge'a Ouaknine'a - autora większości zdjęć, które prezentuję. Niestety, zdjęcie którym dysponuję jest zbyt prześwietlone, toteż z miejscem pobytu, owego prześwietnego gremium, zapoznaję państwa przy pomocy fotografii zapożyczonej.
Dramatis personae;
<< Aktorki Teatru Laboratorium, i pozostałe Panie, o których wiem, że podążały tam wówczas drogami wytyczonymi przez Grotowskiego (projekt Parcours de J. Grotowski)
- Rena Mirecka, aktorka, która rozwinęła oryginalną wersję praktyk teatralnych
- Maja Komorowska, aktorka filmowa i teatralna, wykładowca A.Teatralnej, społecznik
- Elizabeth Albahaca, aktorka, inscenizator i adaptator, instruktor w Studio Pracy Aktorskiej La Groupe de la Veillee, Montreal 
oraz
- Iben Nagel Rasmussen - aktorka, reżyser, pedagog, pisarka, Odin Teatret, Holstebro
- Jana Pilatova - teatrolog, pisarka, profesor Wydziału Teatru, DAMU, Praga
Wśród Panów, oprócz Zygmunta, jestem w stanie na zdjęciach rozpoznać;
- Serge Ouknine - plastyk, pisarz, reżyser, badacz, Univesity Quebec, Montreal 
- Bill Reichblum - reżyser,Teatr Studio Kadmus, Los Angeles
- George E. Marcus - antropolog kultury, Uniwersytet Irvine, California

Stojący po lewej - Serge Ouknine
... szał fotografowania - Bill i Iben
Już na miejscu 
Zygmunt z Iben, za której pośrednictwem uzyskałam 7 zdjęć przechowywanych w ODIN
Iben, Zygmunt i Rena
Elizabeth, Rena i Jana
Seksowny (oj, bywał) w otoczeniu entuzjastek swojego powabu; Elizabeth, Mai i Reny

                      „Parcours de Jerzy Grotowski” zrealizowano we współpracy 
- Workcenter of Jerzy Grotowski w Pontederze - Académie Expérimentale des Théâtres 

Z ramienia Akademii projekt koordynowała Michelle Kokosowski. Zachowałam jej wizytówkę z tamtego okresu. Śliczna; szlachetny papier i srebrna gwiazdka, z rubinowym oczkiem. Jest na niej plamka, nie wiem, łezka czy ślad całuska, skoro napisała... Love Molik. 

Swojemu wędrowaniu za całą tą grupą zawdzięczam zaskakujące, wielce radosne odkrycia. W Odin Teatret w Holstebro, jest gdzieś w archiwach, sfilmowany wywiad z Zygmuntem. Przeszukają swoje bogate zasoby i prześlą! 
Serge natomiast odnalazł, i już przesłał, swoje artykuły związane z pobytem w Chartreuse. Przysiądę do nich, choć to... ok. 20 stron... w języku francuskim.

Wkrótce, tego samego grudnia, stęskniony za krajem i wielce zdrożony Grotowski przebył pierwszy zawał. 

sobota, 23 stycznia 2016

Głos - wyzwoleniem energii i źródeł twórczych - Acting Therapy

Tożsamość nie zweryfikowana - tak oferujący serwer blogowy Google klasyfikuje swój blog. Czy mnie na nim - jako blogerkę także? Życie jest sprawdzianem, coraz dotkliwiej doświadczamy weryfikacji. Sama, a także! weryfikuję, boć coraz mniej we mnie optymizmu, a i lichsze stają się moje przeświadczenia o rozsądku sił wypływających na wydarzenia. (ostatni akapit postu choć częściowo rozwiąże zagadkę).

W dekonstruowanym nam współcześnie świecie stajemy się coraz osobniejsi w tłumie, czy z wyboru? A jak rozpoznać samotnika, jak też ten stan może się objawiać? Otóż; jada w fotelu lub na kanapie, coraz rzadziej przy stole. Zaczynam tak mieć, od niedawna. Boć przecie, od niejakiego czasu, niemal muszę czuć się coraz brutalniej wybijana ze znanej rzeczywistości.

Hę, niegdyś było to nie-do-pomyślenia; prędzej bym niemal głodowała niż jadła jakkolwiek-gdziekolwiek. Nawet gdy waliło się wkoło siadałam przy stole. Układając serwetkę w lichtarzyku zapalałam świeczkę, do smukłego kieliszka (najchętniej po przodkach) nalewałam wino. Nie wcześniej mogłam jeść ze smakiem. Hę, hę, że coraz mniej gorąco bywam zakochana w życiu ? Być to może, bowiem trudniej skupiałam się na tym co robię. Toteż mniej pilnie zdaję się zważać na to, co winnam zaoferować światu. 
Zazwyczaj potykamy się, tracąc balans, za pośrednictwem drobiazgów. Choćby wczoraj, po 18, zmierzając do Filharmonii, dałam zwieść się niebieskiej plastikowej rurze w części pokrytej śniegiem. Przed niekontrolowanym rozwojem sytuacji uratowała mnie pewnie - 'symfoniczna potęga romantyków' (Moniuszko, Brahms i Dworzak).

Co widać, nietrudno połamać zęby na tej robocie, mimo cierpliwych prób rozwiązywania problemów wzorem myślicieli. By myśli nie krążyły zbyt szaleńczo odetchnę, niekoniecznie świeżym wiejskim powietrzem. Wówczas, o tak, zapomnę, i o stresach i o dnia codziennego pędzie. Czyż nie tak mógł myśleć zintegrowany z dymkiem Molik gdy kolega Paluchiwicz pstrykał mu te fotki? (Brzezinka, ok. 72.)
 

Wedle Molika głos jest nośnikiem energii, jej jakości. Poza tym, oczywiście, wyrazem niepowtarzalnej osobowości. Odkrywając nowe, wcześniej mniej jasne, także dla siebie samego obszary rzeczywistości, pracował nad tym by móc wspomóc konfrontację elementarnej, czystej ludzkiej wrażliwości z przywróconym głosem. Tak rozumiana działalność bywa źródłem osobności. Tak, doświadczył wyalienowania. Także dlatego długo trudno było namówić go do jadania przy stole odkąd zaczął podróżować intensywnie jako przewodnik poszukującym głosu.
Gdy zaangażował się w projekt budujący parateatr było dla niego jasne; niezbędny będzie uważny wgląd w zintensyfikowany zbiorowy strumień emocji. Cały okres parateatralny w życiu Laboratorium był szukaniem sposobów na wyeliminowanie alienacji i separacji pomiędzy uczestnikami zdarzeń. On sam, nim dotarł do wiedzy JAK to zrobić, bywał 'okrutnikiem'. Z nieprzygotowanymi ludźmi próbował pracować tak, jak przez lata pracował pośród aktorów Grotowskiego. A tam ćwiczenia bywały niezwykle forsowne. 
Obraz okrutnego Molika (co zabawne w przypadku takiej jak On osoby) na jakiś czas wykreował Jerzy Radziwiłowicz. Nie pamiętam okoliczności, lecz być może w listopadzie 70., gdy podjął propozycję tzw. współpracy z Laboratorium. Współpracy nie podjął a zdanko się przykleiło, na czas jakiś. Mało JR żałuję skoro dodał nigdy wcześniej nie doświadczyłem takiego wiertła w życiu. [Klasyfikacje zaliczyli wówczas; Zbigniew Kozłowski, Aleksander Lidke, Wiesław Hoszowski i Irena Rycyk].
  
Jak planował pracować Molik w okresie Acting Therapy ? 
Laboratorium Acting Therapy - to praca nad wyzwoleniem energii i źródeł twórczych - opierająca się na pracy nad głosem i ciałem, łącznie z jego psychiką. To praca, która pochłania, to praca-życie.
Pracuje się nad wyzwoleniem własnego głosu, w całej gamie możliwości i w całej pełni, nad uczynieniem z ciała posłusznego i zręcznego instrumentu, nad jednością wyzwolenia tych dwóch elementów, tzn. głosu i ciała. W czasie procesu twórczego jest się i panem i sługą równocześnie lub niemal równocześnie. Nie jest to możliwe bez sięgania do ukrytych źródeł i ukrytych zasobów energii tzw. pasywnej, nigdy dotychczas nie używanej. Wymaga to usunięcia przeszkód i ominięcia oporów nie tylko natury fizycznej. W czasie takiego działania zmianie podlega cała osobowość. Tak więc nie tylko ciało czy głos poszerzają zakres swoich możliwości, stają się bardziej zdolne do czynienia trudnych rzeczy, ale wyzwolona energia otwiera źródła, z których swobodny przepływ stanowi o inicjatywie i inspiracji.
To ostatnie w naszej pracy jest dążeniem, z pewnością najtrudniejszym, i nie zawsze możliwym, a na pewno nie we wszystkich przypadkach w czasie typowego cyklu pracy obejmującego 9-12 dni, ca 5 godzin dziennie w zespole 3-4 osobowym. Wtedy terapia pozostaje w obszarze kształtowania (technicznego) własnych możliwości głosu, ciała i energii, ale zawsze w oparciu o ćwiczenia i elementy organiczne obejmujące całość osobowości.

Cóż, zamierzenia życie zweryfikowało poważnie lecz w jednym jedynie względzie; grupy były dalece liczniejsze. Później nadeszło już Drzewo Ludzi, które odbywało się jakby poza Grotowskim, bowiem, animatorzy zdarzeń dotarli do pełnej dojrzałości. 

NIESPODZINKA! Począwszy od 11.01.2016 usuniemy możliwość łatwego śledzenia bloga dla osób zalogowanych w Twitter, Yahoo, Orkut czy u innych operatorów. W tym samym czasie - usuniemy profile kont spoza Google, więc, może pojawić się spadek liczby odwiedzin na blogu.
Zachęcamy by powiadomić czytelników (być może za pośrednictwem blogu). Jeśli korzystają z innych kont niż Google by obserwować bloga - muszą zapisać się na konto Google. POWIADAMIAM! 

niedziela, 10 stycznia 2016

Akademia Teatralna Warszawa 2002

Rok 2002 - dla przewodnika atelier Głos i Ciało był rokiem bardzo ciekawym. Jak zazwyczaj  - wiele podróżował, spotykał dawnych i poznawał nowych przyjaciół. Jak niekiedy - brał udział w festiwalach i konferencjach. Przede wszystkim zaś szkolił potrzebujących pomocy.

- Barcelona, Institut del Teatre,
- Moskwa, Centrum im. Meyerholda, uczestniczył m.in. w seminariach "Artaud"
- Turyn, Associazione TeatroSfera,
- Las Teouleres nieopodal Bordeaux, Centrum Badań Teatralnych i Szkoleń
- Berlin, interdyscyplinarna organizacja non-profit - InterKunst e.V.
- Mostar, w ramach  23. festiwalu MRAVAC, gdzie GiC zdobyło 1. nagrodę za staż
- Bruksela, centrum federacji CIFAS, gdzie z ZM odbyło się także spotkanie prasowe
- dwukrotnie we Wrocławiu, Sala Laboratorium IG
- Wrocław-Brzezinka, w ramach międzynarodowej konferencji Parateatr i Teatr Źródeł

- Warszawa, w Akademii Teatralnej, w ramach 1. Międzynarodowego Festiwalu Szkół Teatralnych - powołanego z okazji 70-lecia uczelni (21-29 czerwca).

Festiwal zorganizowano wraz z Fundacją Collegium Nobilium i Teatrem Narodowym.
Na deskach 7 teatrów w ciągu 9 dni na festiwalu zaprezentowało się 19 grup z wielu krajów. Do Warszawy przyjechało ponad 400 studentów z całego świata; Słowacji, Rosji, Niemiec, Hiszpanii, Izraela, Czech, Litwy, Meksyku, Anglii, Finlandii, Chorwacji, Włoch, Węgier, Belgii i Bułgarii. Polskę reprezentowała także krakowska PWST.

W trakcie trwania festiwalu odbyło się wiele spotkań z wybitnymi twórcami - Józefem Szajną, Andrzejem Wajdą, Andrzejem Sewerynem, Vladas'em Bagdonas'em, Kamą Ginkas, Jacques'em Lasalle i Bernardem Faivre d'Arcier. 
W programie znalazło się kilka warsztatów teatralnych. Poza Molikiem goszczono Włodzimierza Staniewskiego z Gardzienic, Mario Gonzalesa z Francji - specjalistę komedii dell'arte (praca z maską) czy Kalamandalam'a Balasubramanian'a - z teatru Katakali. 

Na inaugurację wybrano - Sen nocy letniej w reż. Jana Englerta, rektora Akademii. Sen był spektaklem dyplomowym studentów IV roku wydziału aktorskiego. Powstał w kooperacji z Akademią Sztuk Pięknych i Akademią Muzyczną. Spektakle, Jury, zdjęcia:  http://www.5f.at.edu.pl/p-1mfst-spektakle.html 

W 2002 r. Akademię ukończyli; Kamilla Baar, Przemysław Chojęta, Monika Dryl, Agnieszka Grochowska, Anna Gryszko, Paulina Holtz, Robert Jarociński, Klaudiusz Kaufmann, Magdalena Kumorek, Marcin Kwaśny, Leszek Lichota, Piotr Łukaszczyk, Maciej Marczewski, Dorota Rubin, Magdalena Smalara, Wojciech Solarz, Patrycja Szczepanowska, Aneta Todorczuk i Michał Żurawski [ choć część z nich była adeptami Głos i Ciało ?].

Nasz czerwcowy pobyt w Warszawie był ze wszech miar udany, choć pogoda nie dopisywała tak jak w lecie powinna. Kilka dni wiało i mżyło, a my, chwilę wcześniej, wróciliśmy opaleni ze słonecznej Grecji i wciąż tęskniliśmy za jej aurą. Perturbacje pogodowe poszły na bok bowiem, sporo naprawdę gorących chwil, spędziliśmy na wszelkich zdarzeniach około festiwalowych. Były bankiety, mniej lub bardziej oficjalne, były fety rocznicowe, z całą przynależną randze przedsięwzięcia oprawą.
Pan Rektor z Małżonką, członkowie Jury; restauracja przy Pałacu Błękitnym w Ogrodzie Saskim

Był też, oczywiście, warsztat z udziałem uzdolnionych studentów Akademii (24-28.06), w trakcie którego powstało krótkie video z przebiegu pracy i wywiad Z.M. z Grażyną Torbicką. Zamieściłam go na Fb; możliwy do wglądu w zakładce Więcej/Filmy

W zestawie mieliśmy spektakle wyszczególnione pod pierwszym linkiem. Doboru inscenizacji dokonałam bez wsparcia maestro, i sama ponosiłam konsekwencje wyboru. Właściwie nic mu się na scenach nie podobało; jako aktor teatru laboratoryjnego inaczej postrzegał sposoby realizacji scenicznych zamierzeń. Trudno. Nie był zaciekawiony lecz pobłogosławił, bez zbędnych negocjacji, moje opinie i przedłożoną mu paletę rocznicowych zdarzeń.
Natomiast ożywiał się, i to wyraźnie, gdy już opuszczaliśmy sale teatralne. Miał ku temu powodów przednich doprawdy niemało. 
Rodzinka w SPATiFie przed lanczem 
Po pierwsze, przyjechała do Warszawy z Gdańska jego jedyna siostra - Joanna Obrowska. Po drugie, jej syn warszawiak - Janusz Mond, niegdysiejszy student tej samej co wuj szkoły, zechciał towarzyszyć nam (mamie i wujostwu) i wziąć udział, w części choć, uroczystości. Zresztą, oprócz nas trojga miał okazję spotykać kilkoro dawnych przyjaciół z uczelni. Najbliżej był z Gabrysią Kownacką (bardzo się przyjaźnili i popierali, szczególnie w trudnych chwilach) oraz z Wiktorem Zborowskim - toteż i my mieliśmy przyjemność ze znakomitymi i słynnymi aktorami. Na oficjalnej Gali, w sali Teatru Dramatycznego Zygmunt siedział obok swojego niegdysiejszego wykładowcy - Andrzeja Łapickiego, a ja, udając że nie patrzę, przyglądałam się z uwagą paniom siedzącym przede mną. Choćby prześlicznej i przeuroczej Joannie Trzepiecińskiej.

NOVOTEL przy Marszałkowskiej
Po trzecie, odbyliśmy serię rytualnych spotkań ze starym, oddanym druhem - Zdzisławem Szymborskim. Ich bliskość przetrwała wszelkie zawieruchy. Zdzisław nieraz pomagał Zygmuntowi w tym wszystkim, co łatwiej załatwić będąc w stolicy niż w dalekim mieście na rubieży kraju. Szymborskiemu i Wydziałowi Estradowemu PWST poświęciłam post 19.10.14  http://ewamolik-zygmunt.blogspot.com/2014/10/wydziau-estradowy-pwst-warszawa.html 
Dokładnie 45 lat przed Jubileuszem 70-lecia - absolwenci Wydziału Estradowego PWST w Warszawie